Korzystając z przyjemnej temperatury oraz relaksująco bębniącego w parapet deszczu usiadłam dziś rano na balkonie z kawą oraz wczorajszą Wyborczą. Na co dzień brak takiej ciszy, chwili spokoju, by wczytać się w interesujący mnie tekst.
I tak moją uwagę przyciągnął dość obszerny materiał - "Ten wspaniały wiek upadku" Marka Beylin, stanowiący recenzję i swoistą polemikę z książką "Rozważania o wieku XX" (aut. Tony Jundt i Timothy Snyder). Zwykle tak mocno skupiamy się na problemach istotnych tu i teraz, na bieżących kwestiach społecznych, politycznych czy gospodarczych, że trudno zdobyć się na szersze spojrzenie, analizę obejmującą większy okres czasu. Dlatego ten właśnie artykuł wciągnął mnie, pozwolił zrewidować moje własne poglądy na ten temat. Krytyczne podejście do tez głoszonych z pozycji osoby doświadczonej, pewnej siebie, to zawsze intelektualne wyzwanie. Tym razem... Skłaniałam się raczej ku stanowisku autora artykułu.
Pozwolę sobie zacytować fragment:
"Jundt, a z nim Snyder nie dostrzegli w "Rozważaniach" wielkich przemian samej demokracji. Tego, że od kilkudziesięciu lat radykalnie zmienia ona postać - z demokracji trwałych większości, zarządzanej przez państwa i partie, staje się demokracją jednostek i mniejszości, w której słabną tradycyjne instytucje polityczne, w tym państwo, siły zaś nabierają samorzutnie organizujący się obywatele.
(...)
Klęskę ponieśli choćby liberałowie, którzy niegdyś ustanowili europejskie państwo opiekuńcze, kończąc wojny społeczne na kontynencie, a dziś patrzą, jak to ich wielkie osiągnięcie umiera. Bo w miejsce wspólnej zgody politycznej, że najważniejsze jest społeczeństwo, weszła agresywna ideologia, która cele gospodarcze utożsamiła z celami życiowymi zbiorowości."
Samą książkę, o której mowa, dopisuję do listy pozycji do poszukania w księgarni.
Od jakiegoś czasu staram się śledzić (uważając, by sięgać po zróżnicowane źródła) wypowiedzi papieża Franciszka. Chociaż w kościele nie byłam już od bardzo dawna, jeszcze dłużej nie wsłuchiwałam się w nauczaniu polskich hierarchów, to ostatnio zmieniły się dwie kwestie.
Po pierwsze papież, który próbuje wstrząsnąć skostniałymi strukturami. Jestem szczerze zachwycona jego podejściem do ludzi, jego sposobem głoszenia Ewengelii. Myślę, że gdyby takich księży było więcej, ludzie nie traciliby wiary... Trzymam za nieco mocno kciuki, również za jego zdrowie i bezpieczeństwo, gdyż historia uczy, iż reformatorzy rzadko żyją długo.
Drugi temat, który mną poruszył, to ksiądz Lemański. Przyznaję, że nie słyszałam o nim przed wybuchem tej nieprzyjemnej afery, ale to, co w międzyczasie sobie wyszperałam, przeczytałam, bardzo do mnie przemawia.
Przykre, choć wcale nie zaskakujące, jest to, że na tym naszym małym, polskim podwórku są ludzie, którzy najwyraźniej wierzą, iż mają monopol na głoszenie prawd objawionych i są świętsi od samego papieża.