środa, 8 sierpnia 2018

Ilona Andrews "Iron and Magic"


Jeśli ktoś mógł wybrać najbardziej podłego, bezwzględnego złoczyńcę, a następnie napisać o nim książkę tak, by wszystkie te złe uczynki okazały się nie tylko zrozumiałe, ale i możliwe do wybaczenia, a sam złoczyńca - kimś, kogo aż zbyt łatwo polubić, to mogła to być jedynie Ilona Andrews :) Książka, która miała być jedynie primaaprilisowym żartem, okazała się kolejnym przebojem IA :)

No day is ordinary in a world where Technology and Magic compete for supremacy…But no matter which force is winning, in the apocalypse, a sword will always work.

Hugh d’Ambray, Preceptor of the Iron Dogs, Warlord of the Builder of Towers, served only one man. Now his immortal, nearly omnipotent master has cast him aside. Hugh is a shadow of the warrior he was, but when he learns that the Iron Dogs, soldiers who would follow him anywhere, are being hunted down and murdered, he must make a choice: to fade away or to be the leader he was born to be. Hugh knows he must carve a new place for himself and his people, but they have no money, no shelter, and no food, and the necromancers are coming. Fast.

Elara Harper is a creature who should not exist. Her enemies call her Abomination; her people call her White Lady. Tasked with their protection, she's trapped between the magical heavyweights about to collide and plunge the state of Kentucky into a war that humans have no power to stop. Desperate to shield her people and their simple way of life, she would accept help from the devil himself—and Hugh d’Ambray might qualify.

Hugh needs a base, Elara needs soldiers. Both are infamous for betraying their allies, so how can they create a believable alliance to meet the challenge of their enemies?

As the prophet says: “It is better to marry than to burn.”

Hugh and Elara may do both. 

Najpierw był 1 kwietnia 2015 r., gdy autorzy zażartowali sobie umieszczając na swoim blogu zapowiedź książki o Hugh d'Ambray, Preceptorze Żelaznych Psów, znanym czytelnikom serii o Kate Daniels jako wyjątkowo paskudny typek, dowódca wojsk Rolanda. Większość czytelników zorientowała się, z żalem, że to jedynie żart, część jednak uwierzyła, a książka trafiła m.in. do serwisu goodreads.com (odpowiednika naszego LubimyCzytac.pl). Niektórzy zaczęli się dopytywać, więc Ilona i Gordon... zdecydowali się naprawdę napisać książkę o Hugh, ba - nie jedną, a trzy! 

"Iron and Magic", który miał premierę w czerwcu tego roku, to początek trylogii "Iron Covenant" i doskonała wiadomość dla czytelników IA, którzy nie chcą się jeszcze żegnać ze światem Kate Daniels (dla tych, co nie wiedzą - jesienią tego roku ukaże się ostatni, dziesiąty tom o Kate, "Magic Triumphs"). "Iron and Magic" można czytać jako niezależną historię, nawet nie znając serii o Kate, ale moim zdaniem nie ma to większego sensu - jest tam zbyt wiele nawiązań, zbyt wiele przecinających się wątków, że ktoś, kto nie poznał Kate, straci sporą część zabawy. 

Początek książki można przeczytać na blogu autorów, TUTAJ


Zgodnie ze wskazaną przez IA chronologią zdarzeń akcja "Iron and Magic" toczy się pomiędzy 9. i 10. tomem serii o Kate Daniels. Hugh przez kilkadziesiąt lat był dowódcą zbrojnego ramienia sił ojca Kate. Wychowany przez Rolanda, wytrenowany przez Vorona, genialny uzdrowiciel zmienił się w okrutnego żołnierza, mordercę. Przez lata z oddaniem wypełniał każdy rozkaz swego pana, całe swoje życie i energię podporządkował tej służbie. Wystarczył jednak jeden błąd - zakończona niepowodzeniem próba doprowadzenia do Rolanda jego córki - a Hugh został wygnany. Nie tylko wygnany - Roland przeciął łączącą go z Hugh więź, więź, która nie tylko zapewniała temu ostatniemu nieśmiertelność oraz dodatkowe moce, ale i stanowiła oś jego jestestwa. Pozbawiony sensu życia, z ziejącą mu w duszy ogromną dziurą Preceptor Żelaznych Psów stoczył się na samo dno. W takim właśnie stanie - nieprzytomnego z przepicia, leżącego w nędznej melinie - znajdują Hugh na początku książki jego podwładni. Jak się okazuje, kierujący nekromantami Rolanda Landon Nez wykańcza dawnych żołnierzy Hugh. poruszony śmiercią przyjaciela z dzieciństwa Hugh zdołał pozbierać się na tyle, by poszukać sposobu na ratunek dla swoich ludzi.

Sposób ten okazał się... nietypowy. Miejscem, w którym Żelazne Psy i ich niesławny dowódca znaleźli schronienie, był zamek Baile. Zamek i jego mieszkańcy, również niecieszący się dobrą opinią, potrzebowali ochrony. Hugh i jego ludzie - stałej bazy, wyżywienia, pieniędzy. Aby zyskać na czasie (zanim wrogowie jednej lub drugiej strony zdecydują się zaatakować), potrzebny był sojusz, który będzie wyglądał wiarygodnie - małżeństwo. Ani Hugh ani Elara, przywódczyni mieszkańców zamku, nie byli tą perspektywą zachwyceni, innego sposobu jednak nie znaleźli...

Hugh leaned on the corral’s fence.  That was a problem.  The only way to hold off Nez was to project a show of strength.  The alliance had to appear unbreakable, otherwise Landon would expect them to fracture and attack anyway.  Lamar was right.  They had to overcome that burden.  They had to appear completely united.
“There is a tried-and-true method of making an alliance appear secure,” Lamar said carefully.
Hugh glanced at him.
“A union,” Lamar said, as if worried the word would cut his mouth.
“What union?”
“A civil union, Preceptor.”
“What the hell are you on about?”
Lamar took a deep breath.
“Marriage!” Bale yelled out.
Hugh stared at Lamar. “Marriage?”
“Yes.”
They had to be out of their minds.  “Who would be getting married?”
“You.”
The realization hit him like a ton of bricks, and he said the first thing that popped into his head. “Who would marry me?”
“You’re handsome, a big, imposing figure of a man, and um…” Lamar scrounged for some words.  “And they’re desperate.”
“What the hell have you been smoking?  I’m penniless, I’m exiled, I own nothing…” He left out broken.
“And a recovering alcoholic.” Lamar nodded.  “Yes, but again, they’re desperate.  And we’re running out of food.”
Hugh shut his eyes for a long moment.  The world was sliding sideways, and he really needed to get a grip.
“Who would I be marrying?”
“The White Warlock.”
Hugh’s eyes snapped open.  “You want me to marry a man?”
“No!” Lamar shook his head vigorously.  “It’s a woman. A woman. Not a man.”
(...)
“Did you come up with this idiotic idea?” Hugh demanded.
“It was a joint effort between me and my equivalent on the other side,” Lamar said.  “If it helps, your prospective bride has to be talked into the marriage as well.”
“Perfect.  Just perfect.”
He reviewed his options.  He had none.  He could marry some woman and feed his troops, or he could let them get slaughtered.  What the hell, he’d done worse in his life.

Jak zawsze w przypadku Ilony Andrews akcja toczy się w błyskawicznym tempie, nie brak zwrotów akcji, emocjonujących walk oraz pełnych humoru dialogów.  Fabuła jest starannie przemyślana, reakcje postaci wiarygodne, wątki bardzo konsekwentnie splatają się z tymi znanymi już z wcześniejszych książek autorów. Ten świat jest tak bogaty! Mam serdeczną nadzieję, że Ilona i Gordon nie porzucą go i opowiedzą nam więcej historii z nim związanych!

Co do samej książki - od kiedy tylko się o niej dowiedziałam, zacierałam ręce z radości :) Nie rozczarowałam się, czytałam z zapartym tchem i mam właściwie tylko jedno malutkie zastrzeżenie.

Elara Harper nie jest aż takim zawadiaką jak Kate Daniels, jest bardziej wyważona, bardziej kobieca (te jej wszystkie sukienki! nie zauważyłam, by choć raz była w spodniach). Na pewno jednak nie można nazwać ją słabą. Choć po tym pierwszym tomie można się jedynie domyślać, czym jest wypełniająca ją magia, to okoliczności, w jakich ją nabyła, oraz przeszłość spajająca mieszkańców zamku, nadal stanowią tajemnicę. I bardzo dobrze, uwielbiam rozgryzać takie tajemnice. Drugi tom ma skupiać się bardziej na Elarze.

Atmosfera na zamku (wiedźmy, druid, pani zamku w długich sukniach) tak bardzo sprawiała wrażenie średniowiecznej, że, pomimo iż dobrze już poznałam świat książek IA, wciąż zaskakiwało mnie, gdy dzwonił telefon, a fosę budowano przy wykorzystaniu koparek :)

Podobała mi się relacja pomiędzy Elarą i Hugh, ich nieustanne potyczki (to nie były jedynie kłótnie), skakanie sobie do oczu i drobne złośliwości, subtelnie przeplatane z drobnymi przejawami lojalności i niemal czułości. Przy czym te ostatnie uczucia wydawały się umykać świadomemu pojmowaniu bohaterów, przynajmniej w przypadku Hugh. Właściwie to było zabawne, gdy raz po raz otrząsał z siebie to "dziwne uczucie", że chciałby sytuację naprawić, coś zrobić... dla Elary.

Elara forced a calm expression over her face like a mask.  “Thank you, Preceptor.”
He smiled. He was clearly enjoying every second of this. “Anything for my betrothed.”
She almost punched him.

*** 
“She pictured him exploding into bloody mist. No. Too quick.” 
Zbyt szybki rozkwit romansu nie byłby wiarygodny, nie zabrakło jednak sceny łóżkowych, i to wyjątkowo śmiałych jak na książki Ilony Andrews. Takie jednak pasują do Hugh.

W "Iron and Magic" pojawiają się postaci znane fanom Kate Daniels, co było dla mnie miłą niespodzianką (Ascanio jest najlepszy :), więcej nie zdradzę). Również prowadzone przez bohaterów rozmowy, szczególnie wyjaśnienia, które kawałek po kawałku wydobywa z męża Elara, pokazują inną prawdę o wydarzeniach, które znają czytelnicy serii o Kate. To było ciekawe spojrzenie i teraz nie mogę się doczekać konfrontacji Kate/Curran a Hugh/Elara :) A autorzy dali wyraźnie do zrozumienia, że takiego spotkania można się spodziewać.

Książki Ilony Andrews uwielbiam nie tylko ze względu na doskonale zaplanowaną i konsekwentnie przeprowadzoną fabułę, nie tylko ze względu na przemyślanych, wiarygodnych bohaterów. Uwielbiam również przemycane przez autorów refleksje, ich komentarze odnośnie świata, społeczeństwa czy rodziny. Ot, chociażby te dotyczące tolerancji oraz nienawiści do obcych:

“Some people in the world only saw in black and white. They were driven by fear. They had learned how to survive in their little corner of the world and they saw any change as a threat to their survival. But they still liked to think of themselves as good people. Good people didn’t hate without a reason, so they grasped at any pretext, no matter how small, that gave them permission to hate. A line in a holy book. The color of a person’s skin. The brand of their magic. They were not in the habit of taking a second look or giving chances. Their fear was too great and their need to defend themselves too dire. They always lost at the end. Life was change. It would come to them, as inevitable as the sunrise, despite all their flailing.”

Rozczarowało mnie odrobinę (i to moje jedyne zastrzeżenie) to, jak szybko Hugh d'Ambray, do niedawna jedna z najbardziej znienawidzonych postaci, okazał się... sympatyczny. Rozumiem wyjaśnienie, że więź z Rolandem nie pozostawiała mu pola do kwestionowania rozkazów, że Budowniczy Wież potrafił swoją mocą wyciszyć wątpliwości i wyrzuty sumienia u wychowanka. Mimo wszystko czułam pewien niedosyt - zbyt łatwo to poszło, szczególnie, gdy wyjaśniał Elarze swoją wersję zdarzeń. A także, gdy ona pomogła mu zrozumieć, co tak naprawdę zaszło pomiędzy nim a Kate, jakiego rodzaju uczucia nimi kierowały. Polubiłam tą nową twarz Hugh d'Ambray, nie dało się jej nie polubić, chciałabym się jednak jeszcze dowiedzieć, skąd brało się jego okrucieństwo, gdy np. zamknął Kate w Mishmar, czy jego żywa, wykraczająca przecież poza wypełnianie poleceń Rolanda, nienawiść do Currana. Jak dla mnie nie wszystko jeszcze zostało powiedziane, wyjaśnione.

Z tym większą niecierpliwością czekać będę na kolejne dwa tomy oraz na "Magic Triumphs"!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...