Na urlop wybraliśmy się w tym roku nietypowo, bo na samym początku lipca, zamiast na koniec sierpnia jak zawsze. Wymagania mieliśmy natomiast takie, jak zwykle - domki (tak, by można było spokojnie popijać kawę na tarasie obserwując dzieci), las, czysta woda, tereny do przemierzania pieszo i na rowerze. Kusiło nas znów Roztocze, zdecydowaliśmy się na coś bliżej - Biały Bór.
Biały Bór to niepozorna miejscowość położona na Wale Pomorskim. Niepozorna, gdyż większość podróżnych przejeżdża przez nią w drodze nad morze nie podejrzewając, jak piękne tereny kryją się w lasach tuż obok drogi. Zatopione w zieleni jeziora, jak perełki, czyste i spokojne, niekończące się leśne ścieżki, a dla ciekawych historii - udostępnione dla zwiedzających schrony z okresu II wojny światowej.
OW "Biały Bór" bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Bo obejrzeć zdjęcia na stronie internetowej to jedno, a przekonać się na własne oczy - to zupełnie inna sprawa :) Duży, ogromny teren ogrodzony, bezpieczny dla dzieci. Huśtawki, zjeżdżalnie, piaskownice, domki, trampolina - wszystko dostępne dla chętnych. Było i miejsce, by pograć w badmingtona, kosza czy nogę, i stoły do ping-ponga, dzieciaki do woli mogły korzystać z udostępnianych przez ośrodek rowerków, gokartów i innych zabawek. Właściwie... cały dzień można było nie wychodzić poza teren ośrodka, szczególnie, że znajdowała się tam również stołówka i bar.
Plaża była tuż obok, publiczna, czysta i strzeżona. Z wieloma pomostami, z mini "parkiem wodnym": dmuchańcami do wdrapywania się na nie. Była tam oczywiście również przystań i możliwość wypożyczenia sprzętu wodnego. Podróżujemy z rowerami - i w Białym Borze nie brakło nam miejsca do pojeżdżenia. Kilka sympatycznych lokali gastronomicznych (poza ośrodkiem; pozdrawiamy serdecznie Zajazd "Babciny Domek"!), sklepy.
A na wypadek, gdyby mimo wszystko kogoś dopadła nuda - w promieniu 1-2 godzin jazdy samochodem znajdzie się sporo innych atrakcji - można dotrzeć nad morze, pozwiedzać sąsiednie Kaszuby, etc.
Zwykle jestem pierwsza do zwiedzenia najróżniejszych opuszczonych miejsc, tym razem jednak to syn musiał mnie namawiać do wdrapania się na starą wieżę widokową. Te schody zdecydowanie nie budziły zaufania.
Leśne ścieżki... Ja mogłabym po nich spacerować całymi dniami :)
Z pogodą wyjątkowo nam się udało :) Trafiliśmy na te dwa tygodnie wakacji, kiedy było ciepło, ale bez trzydziestostopniowych upałów. Ufff :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz