To była książka, jakiej od jakiegoś czasu mi brakowało! Choć okładka raczej nie przyciągała uwagi, a sama książka stanowiła istny misz-masz wątków i gatunków, to czytało się ją naprawdę dobrze. Jedna z tych powieści, którą połyka się przez noc, gdyż nie sposób przerwać lektury :)
Wciągająca opowieść wypełniona po brzegi pojedynkami i lochami,
intrygami i magicznymi królestwami. Doskonały debiut autorki, nowy głos w
świecie fantasy. Thomas Boniface, dowódca Gwardii królowej, zabójczo
przystojny mężczyzna, skrzyżuje miecz z szatanem. W śmiertelnej
rozgrywce o uratowanie królowej Ravenny i jej królestwa Thomasowi
przyjdzie rozstrzygać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Książka ta
ma w sobie zadziorność Errola Flynna i atmosferę klasycznej powieści
płaszcza i szpady.
Książka wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Autorkę znałam z jej serii o Raksura (tutaj), która urzekła mnie oryginalną, niepowtarzalną kreacją świata, więc pomimo opisu na okładce nie byłam pewna, czego się spodziewać. Na pewno jednak nie aż takiej mieszanki motywów! Martha Wells wykorzystała dobrze znane elementy, wrzuciła je do jednego worka i mocno potrząsnęła, doprawiając to na dodatek szybkim tempem akcji :) Znalazło się tu miejsce i dla bohatera rodem z powieści płaszcza i
szpady, i dla świata fae, dla intryg dworskich, mrocznych magów, pościgów oraz śledztwa, a nawet subtelnych aluzji do legend arturiańskich. Ba, wśród bohaterów spotkamy nawet Tytanię i Oberona ;)
Za wróżkami/fae co prawda nie przepadam, podobnie jak za mitami arturiańskimi, w książce Marthy Wells jednak mi to nie przeszkadzało. Czytało się lekko, szybko i przyjemnie. Zwykle bardziej się czepiam, kiedy bohaterowie są tak przewidywalni, czarno-biali, lecz chyba zbyt dobrze się bawiłam, aby poczuć irytację. Nie ma co szukać tutaj głębszych refleksji czy duchowych przemian bohaterów - to raczej lektura, która ożywi zbyt cichy wieczór.
Zachęcona sięgnęłam od razu po drugi tom, "Śmierć nekromenty", lecz w tym przypadku niestety spotkało mnie rozczarowanie. Nie dlatego, że był aż tak źle napisany, jednakże... Akcja drugiego tomu toczy się około sto lat później i bohaterowie nie mają (prawie) nic wspólnego z tymi z "Żywiołu ognia", drastycznie zmienia się również atmosfera opowieści. Właściwie "Śmierć nekromanty" zaczyna właściwy cykl o Ile-Rien, a "Żywioł ognia" stanowi jedynie luźny wstęp. Zawiedziona, że nie poznam dalszych losów Thomasa, dobrnęłam jedynie do połowy drugiego tomu. Pierwszy jednak zdecydowanie polecam :)
Za wróżkami/fae co prawda nie przepadam, podobnie jak za mitami arturiańskimi, w książce Marthy Wells jednak mi to nie przeszkadzało. Czytało się lekko, szybko i przyjemnie. Zwykle bardziej się czepiam, kiedy bohaterowie są tak przewidywalni, czarno-biali, lecz chyba zbyt dobrze się bawiłam, aby poczuć irytację. Nie ma co szukać tutaj głębszych refleksji czy duchowych przemian bohaterów - to raczej lektura, która ożywi zbyt cichy wieczór.
Zachęcona sięgnęłam od razu po drugi tom, "Śmierć nekromenty", lecz w tym przypadku niestety spotkało mnie rozczarowanie. Nie dlatego, że był aż tak źle napisany, jednakże... Akcja drugiego tomu toczy się około sto lat później i bohaterowie nie mają (prawie) nic wspólnego z tymi z "Żywiołu ognia", drastycznie zmienia się również atmosfera opowieści. Właściwie "Śmierć nekromanty" zaczyna właściwy cykl o Ile-Rien, a "Żywioł ognia" stanowi jedynie luźny wstęp. Zawiedziona, że nie poznam dalszych losów Thomasa, dobrnęłam jedynie do połowy drugiego tomu. Pierwszy jednak zdecydowanie polecam :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz