poniedziałek, 15 stycznia 2018

"Pył snów" Stevena Eriksona


Im bliżej wielkiego finału "Malazańskiej księgi poległych", tym szybciej się ją czyta. Nawet, jeśli każdy kolejny tom wydaje się bardziej opasły. Jak to możliwe, by po kilku tysiącach stron ta historia nadal fascynowała?


Na wojnie przegrywają wszyscy. Tę okrutną prawdę można wyczytać w oczach każdego żołnierza na każdym ze światów…

Na tych samych Pustkowiach gromadzą się również inni, gotowi stawić czoło przeznaczeniu. Wojowniczy Barghastowie, niezdolni do tego, by wywrzeć zemstę na Tiste Edur, szukają za granicą nowego nieprzyjaciela, a przed Onosem Toolanem, ongiś nieśmiertelnym T’lan Imassem, obecnie zaś śmiertelnym wodzem klanów Białych Twarzy, stanęła groźba buntu. Na południu, zgubańskie Szare Hełmy wytargowały prawo przejścia przez zdradzieckie królestwo Bolkando. Zgubańczycy zamierzają się spotkać z Łowcami Kości, ale złożona przez nich przysięga wierności Malazańczykom zostanie poddana poważnej próbie. Starożytne enklawy pradawnej rasy szukają natomiast zbawienia – nie wśród swoich, lecz wśród ludzi – ponieważ do ostatniego ocalałego bastionu K’Chain Che’Malle zbliża się starodawny wróg.


Ostatnia wielka armia Imperium Malazańskiego jest zdeterminowana stanąć do jeszcze jednej bohaterskiej bitwy w imię odkupienia. Czy jednak można uznać czyny za bohaterskie, jeśli obywają się bez świadków? I czy to, czego nikt nie ujrzał, może na zawsze zmienić losy świata? Przeznaczenie rzadko jest proste, a prawda nigdy nie bywa jasna. Pewne jest tylko jedno – czas nie sprzyja żadnej ze stron. Albowiem dokonano odczytu Talii Smoków i uwolniono straszliwą moc, której nikt nie potrafi zrozumieć…

W dalekim kraju, pod obojętnym niebem, rozpoczyna się przedostatni rozdział „Malazańskiej księgi poległych”.  


W Letherze armia malazańskich wygnańców pod dowództwem przybocznej Tavore wyrusza w marsz na wschodnie Pustkowia, by walczyć o nieznaną sprawę z nieprzyjacielem, którego żaden z żołnierzy nigdy nie widział. Im bliżej wielkiego finału, tym więcej odpowiedzi podsuwa autor, cel historii nabiera już wyraźnych kształtów, podobnie jak wieka misja Tavore. Zarazem jednak Steven Erikson wciąż dorzuca nowe zagadki (kim do licha jest naprawdę Ruthan Gudd??). W tym tomie nie brakowało humoru (ech, Malazańczycy), nie brakowało dramatu (przy wątku Hetan ostatecznie popłynęły łzy) ani trzymającej w napięciu akcji. Nadal trochę irytują mnie niektóre zbyt górnolotne, niezrozumiałe dialogi (Tiste Andii, Shake'owie, T'lann Imassowie), ale to w żaden sposób nie zmniejsza mojej fascynacji całym cyklem.

Tym razem miałam wrażenie, że tematem przewodnim były... dzieci. Dzieci w Wężu uciekające przez Inkwizytorami oraz dzieci Hetan.Dzieci, które nie miały wpływu na to, co je spotkało, a pozbawione opieki dorosłych musiały radzić sobie same. I nie ze wszystkim mogły sobie poradzić. Czym jest sprawiedliwość? Jakie środki uświęca szczytny cel? Czym jest bohaterstwo? Choć akcja opowieści toczy się w wymyślonym świecie, autor porusza kwestie, które są aktualne również w naszej rzeczywistości.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...