"Unclean Spirits" M.L.N. Hanovera otwiera cykl "Black Sun's Daughter" - historię dziewczyny, która niespodziewanie trafia w sam środek walki z magicznymi istotami próbującymi przejąć kontrolę nad ludźmi. Jayne Heller wraz z grupą towarzyszy - m.in. byłym jezuitą, naukowcem oraz przypominającym podsuszoną mumię dziwakiem - próbuje przetrwać w tym niebezpiecznym świecie, kontynuować pracę wujka i pomóc niewinnym ofiarom.
Urban fantasy na znośnym poziomie (tzn. nie bardziej irytująca niż przeciętna gatunku - coś w rodzaju Kim Harrison, Kalayna Price czy Jennifer Estep).
Urban fantasy na znośnym poziomie (tzn. nie bardziej irytująca niż przeciętna gatunku - coś w rodzaju Kim Harrison, Kalayna Price czy Jennifer Estep).
Jayné Heller thinks of herself as a realist, until she discovers
reality isn't quite what she thought it was. When her uncle Eric is
murdered, Jayné travels to Denver to settle his estate, only to learn
that it's all hers -- and vaster than she ever imagined. And along with
properties across the world and an inexhaustible fortune, Eric left her a
legacy of a different kind: his unfinished business with a cabal of
wizards known as the Invisible College.
Led by the ruthless Randolph Coin, the Invisible College harnesses demon spirits for their own ends of power and domination. Jayné finds it difficult to believe magic and demons can even exist, let alone be responsible for the death of her uncle. But Coin sees Eric's heir as a threat to be eliminated by any means -- magical or mundane -- so Jayné had better start believing in something to save her own life.
Aided in her mission by a group of unlikely companions -- Aubrey, Eric's devastatingly attractive assistant; Ex, a former Jesuit with a lethal agenda; Midian, a two-hundred-year-old man who claims to be under a curse from Randolph Coin himself; and Chogyi Jake, a self-styled Buddhist with mystical abilities -- Jayné finds that her new reality is not only unexpected, but often unexplainable. And if she hopes to survive, she'll have to learn the new rules fast -- or break them completely....
Początek przypominał mi "Gorączkę" ("Darkfever") Karen Moning - młoda i dość naiwna dziewczyna na wieść o śmierci bliskiej osoby rusza w podróż do obcego miasta. W tym przypadku jednak nie chodzi o ukochaną siostrę, lecz dawno niewidzianego wujka, a bohaterka jest nieco starsza od bohaterki Karen Moning. I całe szczęście. Książka nie skupia się też obsesyjnie na seksie, nie ma obrazowych opisów scen erotycznych, a ciężar przeniesiony jest raczej na relacje międzyludzkie, wagę związków oraz przyjaźni, a także na szukanie własnej drogi. To jest - o ile dobrze pamiętam - zasadnicza różnica pomiędzy Young Adult (YA) i New Adult (NA). Osobiście obydwa podgatunki uważam za irytujące i w miarę możliwości staram się ich unikać, choć ten dla starszych czytelników jest odrobinę bardziej znośny.
Dwudziestotrzyletnia Jayne Heller przyjeżdża do Denver wezwana przez prawników, by zająć się sprawami po śmierci wujka Erica. Wychowana w bardzo tradycyjnym, bardzo religijnym domu dziewczyna znajduje się na rozdrożu. Skłócona z rodziną praktycznie nie ma środków do życia, rzuciła studia, a i w życiu uczuciowym nie dopisuje jej szczęście. Pierwsze wrażenie to: nijaka, niezorganizowana, zaniedbana, pozbawiona celu. Po przyjeździe do Denver przede wszystkim cieszy się z okazji, że choć przez chwilę będzie mogła mieszkać (za darmo!) w domu wujka, co pozwoli jej oszczędzić na wydatkach. I wtedy dowiaduje się, że Eric nie tylko zostawił jej w spadku cały swój majątek, ale majątek ten przerasta najśmielsze marzenia dziewczyny: liczne, wypełnione po brzegi konta bankowe, nieruchomości rozsiane po całym świecie. Szybko jednak okazuje się, że bogactwo to ma swoją cenę - wujek zaangażowany był w tajemniczą działalność, związaną z magią oraz demonami, a jego wrogowie z Randalphem Coinem na czele uznali Jayne za zagrożenie, które należy niezwłocznie wyeliminować. Wraz z nieoczekiwanymi sprzymierzeńcami - grupą, z którą współpracował Eric Heller - Jayne musi znaleźć sposób, aby przeżyć i w miarę możliwości pomścić śmierć Erica.
Pod pseudominem M.L.N. Hanover kryje się Daniel Abraham, autor sci-fi i fantasy. Nie czytałam do tej pory jego książek (miałam w ręce "Smoczą drogę", lecz po pobieżnym przekartkowaniu odłożyłam na inną okazję). Z budowaniem świata poradził sobie nieźle, choć kilku rzeczy muszę się przyczepić. Podobała mi się jego koncepcja - świata duchów, istniejącego równolegle do naszego i równie co on skomplikowanego. Duchy te przenikają do świata realnego i wnikają w ludzi narzucając im swoją wolę - w książce nazywani są jeźdźcami (riders). Autor bawił się tą koncepcją opętania pokazując, jak różnie można ją przedstawić: inaczej wygląda to z perspektywy Aubrey, naukowca-parazytologa, który porównuje jeźdźców do pasożytów wpływających na swojego nosiciela, inaczej mówi Ex, były kapłan, który odnosi się przede wszystkim do zagrożenia dla nieśmiertelnej duszy.
Co mi przeszkadzało, to niejasne reguły, jakimi rządziła się magia - autor podjął co prawda próby wyjaśnienia, jak działa skupianie woli - qi - lecz zrobił to zbyt pobieżnie. Bohaterowie nieoczekiwanie rzucają potężne zaklęcia (nie wiadomo, czy chodzi jedynie o odpowiednie słowa i skupienie woli, czy coś jeszcze), to znów zostają w niezrozumiały sposób obezwładnieni. Chogyi Jake jest w stanie podtrzymywać osłony chroniące dom, ale chociaż szybko słabnie, nikt nie próbuje go wspierać w tym zadaniu. Brak wyraźnych zasad sprawiał, że ten element wydawał się trochę niedopracowany.
Co mi przeszkadzało, to niejasne reguły, jakimi rządziła się magia - autor podjął co prawda próby wyjaśnienia, jak działa skupianie woli - qi - lecz zrobił to zbyt pobieżnie. Bohaterowie nieoczekiwanie rzucają potężne zaklęcia (nie wiadomo, czy chodzi jedynie o odpowiednie słowa i skupienie woli, czy coś jeszcze), to znów zostają w niezrozumiały sposób obezwładnieni. Chogyi Jake jest w stanie podtrzymywać osłony chroniące dom, ale chociaż szybko słabnie, nikt nie próbuje go wspierać w tym zadaniu. Brak wyraźnych zasad sprawiał, że ten element wydawał się trochę niedopracowany.
Główna bohaterka, ze swoimi zmiennymi nastrojami i brakiem zdecydowania, nie wzbudziła mojej sympatii. Z początku nie dawała sobie poznać żalu po śmierci wujka, z którym może i rzadko się widywała, lecz zapamiętała go jako osobę, która zawsze wyciągała ją z kłopotów. Wręcz przeciwnie, Jayne doszła do wniosku, że śmierć Erica nastąpiła to w korzystnym dla niej momencie. Potem jednak - kiedy jeden z towarzyszy próbował ją chronić i uniemożliwił jej pomszczenia wujka, Jayne wpadła w szał. Nagle okazało się, że zemsta jednak jest dla niej bardzo ważna. I tego rodzaju zmiany nastawienia ciągną się przez całą książkę - sama zaczęła flirt z Aubrey, by następnie odstawiać dziecinne fochy, kiedy już poznała jego małą tajemnicę. Być może taka była koncepcja autora - pokazać jak nijaka dziewczyna w ciągu miesiąca przemienia się w kogoś pewnego siebie i pełnego charyzmy - dla mnie jednak nie było to zbyt przekonujące. Zabrakło mi również wyjaśnienia (lub chociażby sugestii do rozwinięcia w kolejnych tomach), dlaczego dawni współpracownicy Erica, którzy sami przyznają, że tak naprawdę niewiele o nim wiedzieli, z ogromnym zaangażowaniem chronią Jayne. Szczególnie dotyczy to Ex'a.
Ex shook his head carefully.
“I don’t want any records of this,” he said. “You go to the emergency room, they just ask questions.
How did it happen, why didn’t you come in sooner. Then there’s police asking if you want to make a statement. Before long, they start putting us together with what happened to Coin. There’s nothing they can do for a broken rib except wait for it to grow back together, and I can do that on my own.”
“Besides which, he’s weirdly into pain,” I said to Chogyi Jake. “Thinks it makes him a better
person.”
“It’s manly, at least,” Chogyi agreed, picking up on my teasing tone.
Ex shook his head carefully.
“I don’t want any records of this,” he said. “You go to the emergency room, they just ask questions.
How did it happen, why didn’t you come in sooner. Then there’s police asking if you want to make a statement. Before long, they start putting us together with what happened to Coin. There’s nothing they can do for a broken rib except wait for it to grow back together, and I can do that on my own.”
“Besides which, he’s weirdly into pain,” I said to Chogyi Jake. “Thinks it makes him a better
person.”
“It’s manly, at least,” Chogyi agreed, picking up on my teasing tone.
Plusy należą się za to za dialogi - nawet, jeśli sama Jayne zachowuje się irytująco, jej rozmowy z towarzyszami są często zaskakująco interesujące, trafiające w sedno problemu. Podobało mi się również samo towarzystwo - dość oryginalne, jeśli chodzi o ten gatunek literatury. Akcja toczyła się w tempie, które pozwalało przyjrzeć się bohaterom, a zarazem - nie stracić zainteresowania. Atmosfera nie sprawiała wrażenia tak ciężkiej, jak sugeruje streszczenie, obyło się bez dramatów, choć poczucie humoru autora było raczej subtelne. Najlepsze były komentarze Midiana :)
“Yeah, well,” Midian croaked. He always sounded like something in his throat was about to come loose. “Who’d have guessed a Jesuit priest would be paternalistic.”
**
A hard tap came from the front room. Both of us turned to look. The little glass ball that hung over the door had fallen. It rolled uneasily along the unseen slope of the floorboards. While we watched, the ones over the windows fell too, one-two-three. Midian grunted.
“When you came in,” he said, “you didn’t drop something behind you? Ashes or salt, something like that?”
“No,” I said. “Nothing.”
Midian nodded and took another drag of his cigarette.
“That’s too bad,” he said.
With a bang like a car wreck, the front door burst in.
“Yeah, well,” Midian croaked. He always sounded like something in his throat was about to come loose. “Who’d have guessed a Jesuit priest would be paternalistic.”
**
A hard tap came from the front room. Both of us turned to look. The little glass ball that hung over the door had fallen. It rolled uneasily along the unseen slope of the floorboards. While we watched, the ones over the windows fell too, one-two-three. Midian grunted.
“When you came in,” he said, “you didn’t drop something behind you? Ashes or salt, something like that?”
“No,” I said. “Nothing.”
Midian nodded and took another drag of his cigarette.
“That’s too bad,” he said.
With a bang like a car wreck, the front door burst in.
Seria "Black Sun's Daughter" nie jest romansem i życie uczuciowe Jayne nie stanowi tu wątku przewodniego. Czytelnicy, którzy przywiązują się do związków pomiędzy bohaterami, mogą poczuć się rozczarowani. To raczej typowa urban fantasy - z magią przenikającą ten znany nam świat, z tajemnicami do wyjaśnienia, z wartko toczącą się akcją i bohaterką, która musi walczyć.
Tak zupełnie już na marginesie - rzadko przywiązuję wagę do potraw opisywanych książce, a choć tutaj dania przygotowywane przez Midiana stanowiły zaledwie tło akcji, przyznaję, że ślinka napływała mi do ust :)
Tak zupełnie już na marginesie - rzadko przywiązuję wagę do potraw opisywanych książce, a choć tutaj dania przygotowywane przez Midiana stanowiły zaledwie tło akcji, przyznaję, że ślinka napływała mi do ust :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz