"Magic Shifts" Ilony Andrews to jedna z (niewielu) książek, na których premierę czekałam z niecierpliwością. Chociaż to już 8. tom o Kate Daniels (a nawet dalszy numer - jeśli doliczyć krótkie opowiadania), to seria wcale nie robi się nudna, wręcz przeciwnie - z tomu na tom staje się bardziej złożona, wciągająca i lepiej trzyma w napięciu. Tym, którzy nie znają jeszcze Kate, Currana oraz zrujnowanej przez magię Atlanty - serdecznie polecam serię "Magia..." (opinia o wcześniejszych tomach - tutaj), aczkolwiek najlepiej chyba zacząć od części trzeciej części. Pierwsze dwie są słabsze. Tych którzy już znają ten świat - zapraszam do zapoznania się z poniższą opinią (będą odwołania do wydarzeń w poprzednich częściach, więc jeśli ktoś wolałby uniknąć spoilerów - należy zachować ostrożność :)).
After breaking from life
with the Pack, mercenary Kate Daniels and her mate—former Beast Lord
Curran Lennart—are adjusting to a very different pace. While they’re
thrilled to escape all the infighting, Curran misses the constant
challenges of leading the shapeshifters.
So when the Pack offers him its stake in the Mercenary Guild, Curran seizes the opportunity—too bad the Guild wants nothing to do with him and Kate. Luckily, as a veteran merc, Kate can take over any of the Guild’s unfinished jobs in order to bring in money and build their reputation. But what Kate and Curran don’t realize is that the odd jobs they’ve been working are all connected.
An ancient enemy has arisen, and Kate and Curran are the only ones who can stop it—before it takes their city apart piece by piece…
So when the Pack offers him its stake in the Mercenary Guild, Curran seizes the opportunity—too bad the Guild wants nothing to do with him and Kate. Luckily, as a veteran merc, Kate can take over any of the Guild’s unfinished jobs in order to bring in money and build their reputation. But what Kate and Curran don’t realize is that the odd jobs they’ve been working are all connected.
An ancient enemy has arisen, and Kate and Curran are the only ones who can stop it—before it takes their city apart piece by piece…
Moje wrażenia? Państwo Ilona i Andrew Gordonowie oczywiście nie sprawili zawodu - od tej książki ciężko się oderwać :) Akcja toczy się w niesamowitym tempie, nie brak humoru (zdecydowanie odradzam czytanie w miejscach publicznych - później trzeba się tłumaczyć z wybuchów niekontrolowanego śmiechu), zagadek, pojawiają się prawie wszyscy bohaterowie z wcześniejszych tomów (oraz paru nowych), a do tego - dostajemy sporo ciekawych przemyśleń na temat odpowiedzialności, trudnych wyborów i ich konsekwencji, czy relacji między rodzicami a dziećmi. Kate jest oczywiście sobą, wyciąga miecz szybciej niż ktokolwiek zdołałby pomyśleć i bez wahania atakuje przeciwnika, niezależnie od tego, czy chodzi o dwudziestometrowego giganta czy też hordę ghuli. Curran natomiast pokazuje, dlaczego był/jest tak dobrym przywódcą.
Minusy? Czytając chwilami czułam się zagubiona - w tym tomie dużo się działo. Np. w "Magic Breaks" (moja opinia TUTAJ) akcja podzielona była na etapy: polowanie za mordercę w Atlancie, potem Mishmar, na koniec wizyta w Jester Park i finałowa konfrontacja. Również we wcześniejszych częściach fabuła przebiegała bardziej liniowo, a przynajmniej w ten sposób to zapamiętałam. W "Magic Shifts"co chwila następują zwroty akcji, to Kate z kimś walczy, to rozmawia, to walczy, to umiera, to znów walczy. I tak w kółko. Być może wrażenie to wywołane było przez przejściowe zawieszenie akcji, gdy Kate przez dobrych kilkanaście stron balansowała na krawędzi życia i śmierci - zwykle tego typu wydarzenia mają miejsce w kulminacyjnym punkcie książki albo też stanowią punkt zwrotny w wewnętrznym rozwoju danej postaci. Tutaj jednak nasza bohaterka, ledwo stanęła na nogi, znów ruszyła do biegu. To trochę mi zazgrzytało, zabrakło odrobiny refleksji z jej strony, szczególnie biorąc pod uwagę odczucia, jakie wywołało to u jej najbliższych. Ważna chwila, która aż prosiła się, by stać się momentem przełomowym w związku Kate, pozostała niewykorzystana. Uwaga ta zresztą odnosi się do całej książki - autorzy stworzyli niesamowitych bohaterów, wielowarstwowych i ewoluujących z kolejnymi tomami, dodatkowo konfrontują ich ze złożonymi problemami (wątki poboczne) i wiele dialogów ma głębsze znaczenie, lecz przy tak szybko toczącej się fabule łatwo przeoczyć te wszystkie subtelności. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że aby można było to wszystko uważnie przeanalizować, książka musiałaby być co najmniej dwa razy dłuższa i z pewnością zmieniłby się wówczas jej charakter. Czytelnikowi nie pozostaje nic innego, jak robić sobie przerwy w lekturze i poświęcić chwilę temu, co się dzieje z bohaterami.
Ale po kolei...
Akcja zaczyna się kilka tygodni po tym, gdzie skończyło się "Magic Breaks" - Kate i Curran ustąpili ze swojej pozycji jako para alfa w Gromadzie i prowadzą, a przynajmniej próbują, po nowemu poukładać sobie życie.
Na koniec poprzedniego tomu było mi żal Currana - co prawda często narzekał na uciążliwość obowiązków związanych z zarządzaniem swoim królestwem, to przecież wokół Gromady kręciło się jego życie. Od kiedy w wieku 15 lat stał się Władcą Bestii, zbudował coś, co nie udało się nikomu innemu - stworzył silną, doskonale funkcjonującą organizację, największe funkcjonujące zgrupowanie zmiennokształtnych. Nie potrafiłam go sobie wyobrazić poza Gromadą.
Ale tutaj państwo Gordon pokazali swój talent - po lekturze "Magic Shifts" nie mam wątpliwości, iż Curran potrafi się odnaleźć w każdych okolicznościach i szczerze mówiąc teraz nie potrafię sobie wyobrazić innego rozwoju fabuły - gdyby kontynuować ją z Curranem jako (nadal) Władcą Bestii - byłoby nudno. Szykuje się coś większego i zacieram ręce z uciechy oczekiwania na rozwiązanie, jakie zaserwują autorzy :)
“I don’t miss the Pack. I do miss making it work,” Curran said.
“What do you mean?”
“It’s like a complicated machine. All of the clans and alphas and their problems. I miss adjusting it and seeing it work better. But I don’t miss the pressure.” He grinned, threatening the moon with his scary teeth.
“What do you mean?”
“It’s like a complicated machine. All of the clans and alphas and their problems. I miss adjusting it and seeing it work better. But I don’t miss the pressure.” He grinned, threatening the moon with his scary teeth.
Curran znalazł sobie nowe wyzwanie i metodycznie przystąpił do jego realizacji - odbudowanie silnej pozycji Gildii najemników. Gildia, po tym jak w czwartym tomie Erra zabiła jej szefa, znalazła się w kompletnej rozsypce i nie pomogła interwencja Kate (fantastyczna scena pod koniec "Magic Gifts" - z teatralnym wejściem na zgromadzenie najemników). Przywrócenie porządku wydaje się beznadziejnym zadaniem, a to świetne pole do działania dla Currana - udowadnia on, że jest nie tylko potężnym drapieżnikiem, ale i niezwykle inteligentnym mężczyzną, który potrafi dobrać odpowiednie środki do sytuacji: inne metody działają na zmiennokształtnych, inne na ludzi, i to w zależności od charakteru rozmówcy. Curran wie, kiedy ryknąć, kiedy się roześmiać, a kiedy samemu dać przykład.
“You used to be somebody, Lennart.”
Damn it. He was asking for his head to be bashed in, and if he said too much more, I would do it myself.
He kept going. “I’ve got news for you: you’re a nobody.”
Really? A nobody?
Bob squared his shoulders. “We’ll throw you out on your ass . . .”
Damn it. He was asking for his head to be bashed in, and if he said too much more, I would do it myself.
He kept going. “I’ve got news for you: you’re a nobody.”
Really? A nobody?
Bob squared his shoulders. “We’ll throw you out on your ass . . .”
A
deep inhuman sound rolled through the Guild, the sound of a predator ’s
voice, humorless and ice-cold, and I realized it was Curran laughing. I
swallowed the sudden lump in my throat. The Guild Hall went completely
silent. Oh no.
Curran studied Bob Carver, as if he hadn’t really seen him before this moment and now he’d finally noticed Bob existed and decided to dedicate his complete attention to that fact. His eyes sparked with gold, his gaze pinning Bob in place. I knew the weight of that stare.
Curran studied Bob Carver, as if he hadn’t really seen him before this moment and now he’d finally noticed Bob existed and decided to dedicate his complete attention to that fact. His eyes sparked with gold, his gaze pinning Bob in place. I knew the weight of that stare.
(...)
Bob paled.
Bob paled.
(...)
I
had to give it to Bob Carver. He managed enough willpower to open his
mouth. And then his brain must’ve kicked in, because he clamped it
shut.
Curran turned to me. “Kate? Do you have everything you need?”
I ta właśnie jego inteligencja sprawia, że chwilami wydawał mi się ciekawszą postacią od Kate - sposób myślenia Kate jest stosunkowo prosty: za wszelką cenę chronić bliskich, chronić miasto, chronić każdą żywą istotę. Dziewczyna swoje potrzeby stawia na dalszym miejscu, co w tym tomie zaczęło mnie niemal irytować - nie brała pod uwagę tego, że narażając ochoczo życie sprawiała ból swoim bliskim. Curran - zaborczy i wręcz obłąkańczo opiekuńczy w stosunku do niej - potrafi ją zrozumieć, potrafi ustąpić, potrafi jej zaufać, choć wiele to go kosztuje.
“How do you feel about her doing this?” That had to be Mahon. That low-pitched growl could only come from him.
“We let each other be who we are,” Curran said. “I don’t have to like all of the things she has to do. I love her.”
“We let each other be who we are,” Curran said. “I don’t have to like all of the things she has to do. I love her.”
W oczekiwaniu na "Magic Shifts" przejrzałam sobie wcześniejsze części (po to stoją u mnie na półce - każdy z własną zakładką - bym od czasu do czasu mogła wrócić do ulubionych scen; za każdym razem, gdy do nich zaglądam, odkrywam nowe szczegóły, sugestie, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi - ha, choć teraz dość dobrze orientuję się w tym świecie, chciałabym raz jeszcze mieć luksus zapoznawania się z nim na nowo :)). Porównując te początkowe tomy i późniejsze widać, jak bardzo zmieniła się, rozwinęła relacja Kate i Currana. Owszem, nadal ze sobą walczą (przede wszystkim o bezpieczeństwo Kate):
“Where were you? What happened?” I carved a chunk out of another lizard’s face.
“I just took the kids to fight some ghouls,” Curran said.
Oh, so it was fine, then . . . Wait. “You did what?”
He kicked a lizard. It flew into the others like a cannonball. “I called Jim before we left the house to talk about ghouls, and he said they found some in the MARTA tunnels. So I grabbed the kids and did a little hunting.”
I would kill him. “Just so I get it right, Jim calls you and says, ‘Hey, we found a horde of ghouls in the MARTA tunnels,’ and your first thought was, ‘Great, I’ll take the kids’?”
“They had fun.”
“I just took the kids to fight some ghouls,” Curran said.
Oh, so it was fine, then . . . Wait. “You did what?”
He kicked a lizard. It flew into the others like a cannonball. “I called Jim before we left the house to talk about ghouls, and he said they found some in the MARTA tunnels. So I grabbed the kids and did a little hunting.”
I would kill him. “Just so I get it right, Jim calls you and says, ‘Hey, we found a horde of ghouls in the MARTA tunnels,’ and your first thought was, ‘Great, I’ll take the kids’?”
“They had fun.”
*
“Answer me this, did you hesitate at all or did you see the giant, go ‘Wheee!’ and run toward it?”
“She ran toward it,” Juke quipped.
“She ran toward it,” Juke quipped.
Ale też potrafią na sobie polegać (scena finałowej walki - w tekście
było to może mało zaakcentowane, lecz sposób, w jaki pokonali
przeciwnika, wymagał totalnego zaufania oraz oddania) oraz szanować to, kim każde z nich jest. Niezwykle poruszające były sceny, w którym Curran czuwał przy półprzytomnej Kate, to, jak nie radził sobie z własną bezradnością.
“I will always be there. I will walk across the whole planet if I have to.”
I closed my eyes and whispered, “I’ll meet you halfway.”
Nasza para uczy się żyć na przedmieściach - z mało wyrozumiałymi sąsiadami (cudne sceny ze wścibską sąsiadką i szatkowaniem wściekłego byka na podjeździe), z różnymi drobnymi, codziennymi problemami, takimi jak sąsiadka pryskająca trawnik środkiem odstraszającym koty.
“You see, the mailman saw your husband during one of his walks."
"He's my fiancé," I told her. "We are living in sin."
Heather blinked, momentarily knocked off her stride, but recovered. "Oh, that's nice."
"It's very nice. I highly recommend it.”
"He's my fiancé," I told her. "We are living in sin."
Heather blinked, momentarily knocked off her stride, but recovered. "Oh, that's nice."
"It's very nice. I highly recommend it.”
Kate zaczyna odczuwać konsekwencje tego, że objęła miasto swoją mocą (nie wszyscy są tym zachwyceni, niektórzy reagują niemal wrogo), a zamiast badać związane z tym korzyści, bohaterka skupia się na związanych z tym obowiązkach (tj. jeszcze więcej odpowiedzialności za innych, jakby dotąd wcale nie ustawiała się w pierwszej linii obrony). Ponieważ obydwoje z Curranem przechodzą trzymiesięczny okres separacji od Gromady (czas dla nowego alfy na ustanowienie swojej władzy) i nie mogą odwiedzać Twierdzy (ok, raz muszą), towarzystwo przeniosło się do nich - to ktoś wpadnie na śniadanie, to na obiad (samodzielnie złapany), to wieczorem zajrzy z książką... Uśmiałam się setnie :)
“Why the hell are six cars parked in our driveway?”
We both stared at the completely full driveway, occupied by four Pack Jeeps; Pooki, which was Dali’s Plymouth Prowler; and a sleek-looking silver Ferrari, which was Raphael’s favorite ride.
We both stared at the completely full driveway, occupied by four Pack Jeeps; Pooki, which was Dali’s Plymouth Prowler; and a sleek-looking silver Ferrari, which was Raphael’s favorite ride.
Wbrew temu, co się zapowiadało, Kate i Curran nie byli odseparowani od swoich przyjaciół oraz znajomych - nie zabrakło Dereka, Barabasa, Andrei, Christophera, Saimana, Ghasteka, a nawet Desandry i Roberta. Luther, który pojawił się już przelotnie, teraz miał większą rolę - i to kolejna postać, którą uwielbiam. Wcześniej nie potrafiłam sobie wyobrazić Jima jako Władcy Bestii ani Dali jako Małżonki. He he, obydwoje spisali się na medal :) Mają własny styl i inne podejście do rozwiązywania problemów, co doskonale pasuje do ich postaci. To jeden z ogromnych atutów tej serii - świat, jaki stworzyli autorzy, jest niezwykle kompleksowy, bohaterowie są świetnie przemyślani, każdy z własną przeszłością, każdy zmieniający się stosownie do rozwoju wydarzeń.
“Consort,” I said. “You honor us.”
“Fuck you,” Dali said. “Fuck your shit. I quit.”
W newsletterze z okazji premiery książki autorzy wspomnieli, że ten tom jest przede wszystkim o rodzicach próbujących wychowywać swoje dorosłe dzieci - trudno się z tym nie zgodzić. I nie chodzi tu tylko o Rolanda czy Currana robiącego wykład Julie. W "Magic Shifts" znaleźć można sporo ciekawych obserwacji, a postawy oraz historie bohaterów skłaniają do refleksji. Jeśli ktoś "przeleci" przez książkę w pośpiechu, łatwo może przeoczyć te niuanse - jak np. przeszłość Julie wpływa na jej relację z Kate, cały wątek z Mahonem, stosunek Rolanda do córki.
Czy wspominałam już, że uwielbiam poczucie humoru autorów? Zarówno dialogi, jak i te wszystkie mentalne komentarze Kate, drobiazgi na niemal każdej stronie.
I ran after him, trying not to slip on the icy pavement. In retrospect, shoes would’ve been an excellent idea.
*
"Besides, if I’d decided to pull Carver ’s spine out of his body, I would’ve done it already.”
“Can you actually do that?”
Curran frowned. “I don’t know. I mean theoretically if you broke the spine above the pelvis, you could, but then there are ribs . . . I’ll have to try it sometime.”
Okay, then. That was not disturbing. Not at all.
*
One doesn’t let her fiancé fight a horde of ghouls by himself. Some things were just not done.
Podsumowując - choć moje pierwsze wrażenie po lekturze "Magic Shifts" było z rodzaju "o rany, ależ działo się..." i czułam się tym odrobinę skołowana, to przemyślawszy sobie wszystko na spokojnie, jestem tą książką zachwycona. Może była minimalnie słabsza niż "Magic Breaks", może nieco bardziej chaotyczna (wiem, że autorzy w trakcie pisania zmienili koncepcję i przebudowali ją niemal od podstaw), ale wciąż miała to, co mnie tak w tej serii zachwyciło - fascynujący świat, skomplikowani bohaterowie, wiele intrygujących wątków oraz dużo, bardzo dużo humoru. Niektóre zagadki się wyjaśniły, w ich miejsce pojawiły się nowe pytania i chyba nikt nie potrafi przewidzieć, jak to wszystko się zakończy :) A będą jeszcze przynajmniej dwa tomy :)
PS. Niedawno czytałam, kogo autorzy
wyobrażają sobie jako swoich bohaterów - gdyby mieli zaproponować obsadę
do ekranizacji serii. Otóż Andrew Gordon podał jako Currana nazwisko Daniela
Craiga (z Evą Green jako Kate - tak, jak na zdjęciach promocyjnych do Bonda), Ilona wskazywała raczej Chrisa Hemswortha. To interesujące podpowiedzi, aczkolwiek ja sama czytając nigdy nie próbuję sobie wyobrazić twarzy bohaterów. Wolę ich "czuć" niż widzieć.
PS. 2 Dalej, poniżej obrazka, jest trochę spekulacji co do tej serii. Ponieważ zawierają one spoilery - zaglądacie tam na własną odpowiedzialność :)
I jeszcze - na samym dole doklejam zamieszczone przez autorów na blogu spoilery - krótkie fragmenty z przygotowywanej książki.
---------------- edit 10.09.2015-------------------------
Autorzy zdradzili dzisiaj, że zdecydowali się nazwać tom 9., który ukaże się pod koniec lata 2016, "Magic Binds" (ha, był nawet konkurs wśród fanów na najlepsy tytuł). O czym będzie - parę słów jest w komentarzu poniżej. Na razie wiadomo tylko tyle :)I jeszcze - na samym dole doklejam zamieszczone przez autorów na blogu spoilery - krótkie fragmenty z przygotowywanej książki.
Śledząc blog Gordonów trudno nie czuć podziwu odnośnie ich pracy (chociażby tego, jak starannie przeprowadzają zbierają materiały - mitologie, wiedza z zakresu medycyny, językoznawstwa czy chociażby gemmologii, starannie dobrane opisy miejsc), a dodatkowo - nie sposób nie polubić ich jako ludzi: serdecznych, pełnych humoru i zmagających się nieraz z tak zupełnie prozaicznymi, domowymi sprawami. Pozwalając zajrzeć w swój warsztat pracy i dzieląc się z fanami swoimi wątpliwościami oraz ciekawostkami, podsycają ciekawość :)
Ilona wspomniała kiedyś, że w swojej głowie dzieli serię na trzy etapy: 1 - Kate-najemniczka, 2 - Kate-Małżonka, 3 - Kate-Sharrim, przy czym ten ostatni etap zaczął się z "Magic Breaks". Jaki będzie finał?
Dla mnie najbardziej frapującym bohaterem jest obecnie Roland. Kate została wychowana przez Vorona w przekonaniu, iż aby przetrwać musi zgładzić swego ojca. Ten etap bohaterka ma już za sobą, pokonała wpojone jej nauki i wybrała życie. Ale wiadomo też, że Roland się nie wycofa. Książki napisane są z perspektywy Kate, dlatego to jej punkt widzenia najłatwiej jest przyjąć, analizując jednak wypowiedzi innych osób (Hugh, Erra - choć oni są akurat mało wiarygodni), wczytując się w słowa samego Rolanda (np. jego wyjaśnienia w "Magic Shifts" dotyczące okoliczności śmierci Kaliny) można zacząć się zastanawiać, jaki jest naprawdę jego stosunek do córki. Nie wygląda, jakby chciał ją zniszczyć, wręcz przeciwnie, przynajmniej na razie. Ale też nie sądzę, aby odpowiedź mogła być prosta.
W odpowiedziach na pytania fanów (TUTAJ) autorzy sugerowali, że Roland zdaje sobie sprawę, iż moc Kate w końcu dorówna jego własnej (albo go przerośnie), że to bardzo stary, bardzo mądry człowiek, czarny charakter, ale też... nie do końca. W jednym z wyjaśnień pojawia się stwierdzenie, że w finale nastąpi koniec rządów Rolanda i długo wyczekiwane szczęśliwe zakończenie dla Kate i Currana. Biorąc pod uwagę sugestie pojawiające się pod koniec "Magic Shifts" - pomysł Kate, jak mogliby sobie poradzić z jej ojcem - a także wizję Sienny (i jej interpretację) - no, będzie się działo. Szczególnie, że Gordon przyznał, iż nasza para będzie miała dziecko, które w 10. tomie odegra kluczową rolę w konfrontacji z Rolandem.
Do tego wciąż niewyjaśnionych pozostaje tak wiele pytań, np. czy wykorzystają jakoś jeszcze krew Erry, czy status Currana jako "Pierwszego" kryje jeszcze jakieś tajemnice (a padły sugestie dotyczące "supermocy"). W "Magic Bleeds" Kate wyznaje, że Curran jest jej trzecim chłopakiem - wiemy o pierwszym, o trzecim, ale czy drugi będzie miał znaczenie? Jaką rolę odegra jeszcze Nick Feldmann i dlaczego Anna unika Kate?
Dlaczego Rowena lepiej niż Ghastek poradziła sobie z magią Rolanda? Czyżby była na nią odporna? Czy to dziedzictwo to samo, co Kaliny, a jeśli tak - jaką przewagę daje to Kate w starciu z ojcem? Biorąc pod uwagę, że Rowena jest związana z Kate przysięgą, i chciała coś ważnego powiedzieć, zanim Lago jej przerwał, może być ciekawie. Swoją drogą, wiedźmy jak na razie nie wypowiedziały się oficjalnie, co myślą o obecnej pozycji Kate.
Nie mogę się doczekać i nie mam wątpliwości, że autorzy mnie zaskoczą. To jeden z powodów, dla których ich tak uwielbiam :)
“Try to look casual.” I pulled the top book out and put it on the desk.
“Why?”
“Because what I’m doing is illegal without a warrant, and we have about twenty witnesses observing our every move.”
Curran crossed his arms, making his biceps bulge, leaned against the desk, and fixed our audience with his stare. Everyone spontaneously decided to look anywhere else but at us. Right. Casual, my foot.
“See,” he said. “No witnesses.”
*
“The Beast Lord is an asshole,” Luther said. “I’ve dealt with his representatives before, and let me tell you, I don’t want to piss him off.”
I really wanted to look at Curran’s face, but I would have to turn and it would seem odd.
*
"I gave you a chance to leave. Now it’s too late. Pay attention to this moment. Look at the stars. Breathe in the cold air. This is your last night. These are the last breaths you will take. I will kill every one of you.”
The leader ghoul snarled, dropping all pretense. “You and what army?”
I began pulling magic to me. This would hurt. This always hurt.
“That’s the great thing about werelions. You don’t need an army. You just need one.”
The ghoul twisted his face. “You’re not a werelion, meat.”
“I’m not.” I nodded behind them. “He is.”
The leader ghoul spun around. Two gold eyes stared at him from the darkness.
*
"For example, the first time Aunt B came to the Pack Council, he took it upon himself to lecture her about how men should be men and women should be women, and Clan alphas should be men with women helping them, not the other way around.”
I laughed. “What did she do?”
“She petted his shoulder and said, ‘Bless your heart, you must be awful in bed.’”
*
Ghastek stared at me. Rowena blinked.
“What do you mean, call your father?”
“Dial his number, use the phone, and ring him up.”
Ghastek struggled with it for a few seconds. “One does not simply ring Roland.”
Oh boy. I supposed I would get a lecture on the dangers of wandering into Mordor next. “Okay, how do you normally contact him?”
“We don’t,” Rowena said.
“If something that we view as crucial arises,” Ghastek said, “we file a petition.”
The phone rang. Ghastek picked it up. “I said hold my calls.”
His eyes widened. Very carefully he set his mug down and held the phone out. “It’s for you.”
I took it.
“Blossom,” my father's voice said in my ear. His magic washed over me, as if someone had split the atmosphere and the universe in all its glory rained down on me. The sheer monumental power of it took my breath away. He must’ve been working on something - probably on that damn tower - because the last time I spoke to him, he took the time to tone it down and the impact of his words wasn’t quite so cosmic. I pressed the speaker button and put the phone down. I wanted both hands free in case something jumped out of it and tried to rip out my throat.
“My night is brighter,” my father said.
Rowena froze, completely still like a statue. Julie pulled a piece of chalk out of her pocket, drew a protective circle on the floor, and sat in it. At the other end of the room, Ghastek clenched his teeth, probably trying to mitigate the effect of Roland’s voice. Yeah, good luck with that.
“What do you mean, call your father?”
“Dial his number, use the phone, and ring him up.”
Ghastek struggled with it for a few seconds. “One does not simply ring Roland.”
Oh boy. I supposed I would get a lecture on the dangers of wandering into Mordor next. “Okay, how do you normally contact him?”
“We don’t,” Rowena said.
“If something that we view as crucial arises,” Ghastek said, “we file a petition.”
The phone rang. Ghastek picked it up. “I said hold my calls.”
His eyes widened. Very carefully he set his mug down and held the phone out. “It’s for you.”
I took it.
“Blossom,” my father's voice said in my ear. His magic washed over me, as if someone had split the atmosphere and the universe in all its glory rained down on me. The sheer monumental power of it took my breath away. He must’ve been working on something - probably on that damn tower - because the last time I spoke to him, he took the time to tone it down and the impact of his words wasn’t quite so cosmic. I pressed the speaker button and put the phone down. I wanted both hands free in case something jumped out of it and tried to rip out my throat.
“My night is brighter,” my father said.
Rowena froze, completely still like a statue. Julie pulled a piece of chalk out of her pocket, drew a protective circle on the floor, and sat in it. At the other end of the room, Ghastek clenched his teeth, probably trying to mitigate the effect of Roland’s voice. Yeah, good luck with that.
*
“Curran, please don’t bite his head off.”
“Why?”
“Because it’s illegal. Technically you assaulted him first when you threw him across the lawn.”
“I didn’t throw him very far."
I rolled my eyes.
“I could’ve thrown him straight up and let him land on the pavement.”
“That would also be illegal.”
“You keep bringing this ‘illegal’ thing up as if it means something to me.”
“Why?”
“Because it’s illegal. Technically you assaulted him first when you threw him across the lawn.”
“I didn’t throw him very far."
I rolled my eyes.
“I could’ve thrown him straight up and let him land on the pavement.”
“That would also be illegal.”
“You keep bringing this ‘illegal’ thing up as if it means something to me.”
*
“I had come here intending to declare a possible war and instead ended up planning a dinner date with my father at Applebee’s.”
Wyjaśnienia pani Ilony dotyczące "Magic Binds":
"It’s an odd book, because it is basically Part One of the Finale. Lots of stuff happens, but it does not follow the typical format of a Bad Thing Puts Atlanta in Peril. It is more like the end of the world is happening."
Czyli najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie stopniowo będzie rosło?
Zajawki z "Magic Binds" (planowana data publikacji: 30.09.2016):
Forty feet above us the door of the tower opened and my father stepped out onto the stone landing. Magic clung to him like a tattered cloak. He was reeling it in as fast as he could, but I still felt it. We’ve interrupted something.
“Blossom!”
“Father.” There I said it and didn’t choke on it.
***
Ten fragment jest po prostu cudowny, cała Kate:
Standing here with the key in the lock was stupid, so I opened the door and walked in. Ascanio, our bouda intern, sat at his desk, holding cards. Roman occupied the chair across from him.
Oy.
The black volhv was wearing his trademark black robe with silver embroidery along the hem. His knotted six foot tall staff stood propped against the wall. The staff’s top, carved into a monstrous bird head, remained wooden for now. I gave it the evil eye. It had the annoying habit of coming to life and trying to bite me.
“So three of a kind beats two pairs?” Ascanio said.
“Yes.”
“But that makes no sense. Two pairs requires four cards, three of a kind requires three. That’s harder to get.”
“Statistically, odds of getting two pairs are higher than three cards of the same rank.”
“You’re wasting your time,” I told him. “Ascanio has the worst poker face I’ve ever seen.”
“I have a strategy,” Ascanio announced.
“Aha.”
“I’m going to play with women and distract them with my smolder.” Ascanio unleashed a devastating smile. He was, without a doubt, the most beautiful seventeen year old male I’ve ever seen. He even beat out pre-injury Derek, although Derek always had a kind of boyish disarming sincerity about him, while Ascanio knew exactly what he was doing. Which is why he needed to be taken down a notch.
“Let’s see it.”
“See what?” He blinked.
“The smolder.”
Okay, I had to admit the smolder looked pretty good. “Needs improvement. Work more on seductive and less on constipated.”
“I don’t look constipated.”
I glanced at Roman.
“Nah,” the volhv said. “Constipated isn’t your problem. You’re too slick about it. Women sense when you’re faking.”
“What am I supposed to do about that?”
“Stop trying so hard.” The black volhv pivoted to me. “I have questions.”
“Can it wait?”
“No. Your wedding is in two weeks. Have you prepared your guest list?”
“Why do I need a list? I kind of figured that whoever wanted to show up would show up.”
“You need a list so you would know how many people you are feeding. Do you have a caterer?”
“No.”
“But you did order the cake?”
“Umm…”
“Florist?”
“Florist?”
“The person who delivers expensive flowers and sets them up in pretty arrangements everyone ignores?”
“No.”
“I’m almost afraid to ask. Do you at least have the dress?”
“Yes.”
“Is it white?”
“Yes.”
He squinted at me. “Is it a wedding dress?”
“It’s a white dress.”
“Have you wore it before?”
“Maybe.”
Ascanio snickered.
“The ring, Kate?”
Oh crap.
***
“Hugh outlived his usefulness. His life had been a series of uncomplicated tasks and eventually he became his work.”
And whose fault was that? “You plucked him from the street. He was raised exactly the way you wanted him to be raised.”
“He had potential,” Roland said, his voice wistful. “So much magic. He was like a glowing jewel. I melted it down and forged it into a sword. You are right, it’s not truly his fault, but the fact remains – the world is becoming more complex, not less. Some swords are meant to be forged only once. It’s better to start fresh.”
***
Fragment z 02.01.2016 (najprawdopodobniej początek książki - Saiman, jednak to Saiman zostaje porwany!!! a przy okazji wyjaśnia się, skąd ta wizyta Romana w biurze)
The skull glared at me with empty orbits. Odd runes marked its forehead, carved into the yellowed bone and filled with black ink. Its thick bottom jaw supported a row of conical fangs, long and sharp like the teeth of a crocodile. The skull sat on top of an old STOP sign. Someone had painted the surface of the hexagon white and wrote KEEP OUT in large jagged letters. A red spatter stained the bottom edge of it, looking suspiciously like dry blood. I leaned closer. Yep, blood. Some hair, too. Human hair.
Curran frowned at the sign. “Do you think he’s trying to tell us something?”
“I don’t know. He’s being so subtle about it.”
I looked past the sign. About a hundred yards back, a large two story house waited. It
was clearly built post-Shift, with solid timber and brown stone stone
laid by hand to ensure it would survive the magic waves, yet instead of
being a simple square box, this house had all the pre-Shift bells and
whistles of a modern prairie home: rows of big windows, sweeping
horizontal lines, and spacious layout. Except
prairie style homes usually had long flat roofs and little
ornamentation, while this place sported pitched roofs with elaborate
carved gables, beautiful barge boards, and ornate wooden windows.
“It’s like someone took a Russian log cabin and a
pre-Shift contemporary house, stuck them into a blender, and dumped it
over there.”
Curran frowned. “It’s his… what do you call it? Terem.”
“Terem is where Russian princesses lived.”
“Exactly.”
Between us and the house lay a field of black dirt. It looked soft and powdery like potting soil or a freshly plowed field. A path of rickety old boards, half rotten and splitting, curved through the dirt to the front door. I didn’t have a good feeling about that dirt.
We’d tried to circle the house and ran into a thick
thorn-studded natural fence, formed by wild rose bushes, blackberry, and
trees. The fence was twelve
feet tall and when Curran tried to jump to see over it, the thorny
vines snapped out like lassos and made a heroic effort to pull him in. After I helped him pick the needles out of his hands, we decided frontal assault was a better option.
“No animal tracks on the dirt,” I said.
“No animal scents either,” Curran said. “There are scent trails all around us through the woods, but none here.”
“That’s why he has giant windows and no grates on them. Nothing can get close to the house.”
“It’s that, or he just doesn’t care. Why the hell doesn’t he answer his phone?”
Who knew why the priests of the gods of All Evil and Darkness did anything?
I picked up a small rock, tossed it into the dirt, and braced myself. Nothing. No toothy jaws exploding through the soil, no magic fire, no earth-shattering explosion. The rock just sat there.
We could come back later. That would be a reasonable thing to do. However,
we drove ten miles through the lousy traffic in the punishing heat of
Georgia’s summer and then hiked another three through the woods to get
here, and our deadline to get this done was fast approaching. One way or another, I was getting into that house.
I put my foot onto the first board. It sank a little under my weight, but held. Step. Another step. Still holding.
I tiptoed across the boards, Curran right behind me. Think sneaky thoughts.
The dirt shivered.
Two more steps.
A mound formed to the left of us, the dirt shifting like waves of some jet-black sea.
Uh-oh.
“To the left,” I murmured.
“I see it.”
Long serpentine bone spines slid through the soil, the
fins of a skeletal sea serpent gliding just under the surface of a
midnight-black ocean. We sprinted to the door. Out of the corner of my
eye, I saw loose dirt burst to the left. A scorpion the size of a pony shot out and scrambled after us.
That’s all we needed. If we killed his pet scorpion, there would be no end of complaining.
I ran up the porch and pounded on the door. “Roman!”
Behind me bone tentacles exploded from the soil and wound about Curran’s body. He snarled, straining. The left tentacle tore.
“Roman!” Damn it all to hell.
A bone tentacle grabbed me and yanked me back and up, dangling me six feet off the ground. The scorpion dashed forward, its barb poised for the kill.
The door swung open, revealing Roman. He
wore a T-shirt and plaid pajamas and his dark hair, shaved on the sides
into a long horse-like mane, stuck out on the side of his head.
“What’s all this?”
Everything stopped.
Roman squinted at me. “What are you guys doing here?”
“We came to talk to you,” Curran growled. “We called you for last three days. Why don’t you answer your damn phone?”
“Because I unplugged it.” Roman waved his hand. The scorpion retreated. The
tentacles gently set me down and slithered back into the ground. “You
would unplug yours too, if you were related to my family. My parents are
fighting again and they’re trying to make me choose sides. I told them they could talk to me when they start acting like responsible adults.”
Fat chance of that. Roman’s father Girgorii was the head black volhv in the city. His mother Evdokia was one third of the Witch Oracle. When they had fights, things didn’t boil over, they exploded. Literally.
“So far I’ve avoided both of them, so I’m enjoying peace and quiet. Come in.”
He held the door open. I walked past him into a large living room. Golden wooden floors, huge fire place, thirty foot ceilings, and soft furniture. Book shelves lined the other wall, crammed to the brink. The place looked downright cozy.
Curran walked in behind me and took in the living room. His thick eyebrows rose.
“What?” Roman asked.
“Where is the sacrificial pit ringed with skulls?” I asked.
“No altar?” Curran asked. “No bloody knives and frightened virgins?”
“Ha. Ha.” Roman rolled his eyes. “Never heard that one before. I keep the virgins in the basement chained up. Do you want some coffee?”
I shook my head.
“Yes,” Curran said.
“Black?”
“No, put cream in it.”
“Good man. Only two kind of people drink their coffee black, cops and serial killers. Sit, sit.”
I sat on the sofa and almost sank into it. I’d need help getting up. Curran sprawled next to me.
“This is nice,” he said.
“Mhm.”
“We should get one for the living room.”
“We’d get blood on it.”
Curran shrugged. “So?”
Roman appeared with two mugs, one pitch-black and the other clearly half-filled with cream. He gave the lighter mug to Curran.
“Drinking yours black, I see,” I told him.
He shrugged. “Eh… Goes with the job. So what can I do for you?”
“We’re getting married,” I said.
“I know. Congratulations. On Ivan Kupalo night. I don’t know if it’s good or bad, but it’s brave.”
Ivan Kupalo’s night was the night of wild magic in Slavic foklore. The ancient Russians believed it was the time when the boundaries between the worlds blurred. In our case, it meant the night of a really strong magic wave. Odd things happened on Ivan Kupalo’s night. Given a choice, I would’ve picked a different day, but Curran had set the date. To
him it was the last day of werewolf summer, a shapeshifter holiday and a
perfect day for the wedding. Since I ducked this wedding for months
already, I didn’t want to push him.
“So did you come to invite me?” Roman asked.
“Yes,” Curran said. “We’d like you to officiate.”
“I’m sorry?”
“We’d like you to marry us,” I said.
Roman’s eyes went wide. He pointed to himself. “Me?”
“Yes,” Curran said.
“Marry you?”
“Yes.”
“You do know what I do, right?”
“Yes,” I said. “You’re Chernobog’s priest.”
Chernobog literally meant Black God, who was also known by
other fun names like Black Serpent, Lord of Darkness, God of freezing
cold, destruction, evil, and death. Some ancient Slavs broke their pantheon into light and dark, and according to that view, Chernobog was a necessary evil. Somebody had to be his priest and Roman somehow ended up with that job. It was a family business.
Roman leaned forward, his dark eyes intense. “You sure about this?”
“Yes,” Curran said.
“Not going to change your mind?”
What was it with the twenty questions. “Will you do it or not?”
“Of course, I’ll do it. Ha!” Roman jumped off the couch. “Ha! Nobody ever asks me to marry them. They always go to Nikolai, my cousin, Vasiliy’s oldest son.”
Roman had a vast family tree, but I remembered Vasiliy, his uncle. Vasiliy was priest of Belobog, Chernobog’s brother and exact opposite. He was also very proud of his children and bragged about them every chance he got.
Roman ducked behind the couch and emerged with a phone.
“When some supernatural filth tries to carry off the children, call
Roman so he can wade through blood and sewage to rescue them, but when
it’s something nice like a wedding or a naming, oh no, we can’t have
Chernobog’s volhv involved. Get Nikolai. When he finds out who I’m going to marry, he’ll have an aneurysm. His head will explode. Good that he’s a doctor, maybe he can treat himself.” He plugged the phone into the outlet.
It rang.
Roman stared at it as if it were a viper.
The phone rang again.
He picked it up and held it to his ear. “Yes?”
His expression stretched. He held the phone toward me. “It’s for you.”
I took the phone. “This is Kate.”
“Roland has Saiman,” Julie said into my ear.
My brain took a second to digest it. Saiman
used to be my go-to expert for all things weird and magical, but the
last time I tried to hire him, he told me that sooner or later my father
would murder me and he wasn’t stupid enough to play for the losing
team. I knew Saiman was the center of his own Universe, but it still surprised me. I had saved him more than once. I didn’t expect friendship – that was beyond him, but expected some loyalty. Whatever loyalty he might have had must’ve evaporated at the first mention of my father.
Roland was a near immortal wizard with a megalomaniac
complex, who’d survived the first apocalypse and thousands of years of
technology that followed. My father and I didn’t exactly see eye to eye.
He tried to murder me once in the womb. He failed, because my mother
saved me, and then he managed to kill her when I was just a baby. We’ve met again about eight months ago. For some reason, he decided to play father and we existed in an uneasy peace. According to the terms of that peace, Atlanta was my territory and Saiman, being a resident of Atlanta, was under my protection. Roland
built a small base next to the city but too far from the border defined
by my magic to constitute a breach of our agreement. Now he divided his time between that base and his main territory in Midwest.
I pushed the speaker button. “How do you know?”
“Jim’s scouts saw him being brought in.”
“Did he look like he came voluntarily?” Curran asked.
“He was covered in blood and couldn’t walk. Roland’s people had to carry him.”
Saiman was a polymorph. He could take on any human shape, any gender, any age. His regeneration was off the charts. How hard did they have to beat him for him not be able to walk?
“When did this happen?”
“Three hours ago.”
If Roland’s people snatched Saiman out of his ultra-modern apartment, the peace was over. I would have to go see my father. I’d rather stab myself in the eye.
“Call Derek,” I told Julie. “Tell him to wait for me at the office.”
“Okay.” She hung up.
The look on Curran’s face was pure murder.
“You’re not,” he said.
“He’s an Atlanta resident,” I said.
“If you were dying of thirst, and he was sitting by a lake
three feet away, he wouldn’t walk those three steps to bring you water. He told you to go screw yourself and you are running off to save him.”
“It’s not about him. It’s about Roland. He can’t just come and take people out of the city.”
Curran swore.
“Impressive,” I told him, heading for the door. “That’s why I’m marrying you.”
“No,” Roman grinned. ‘That’s why I’m marrying you. I’ll wear my best robe. It will be glorious. I need the name of your wedding planner.”
“Kate,” Curran growled. “You aren’t going.”
I swung the door open. A black raven flew past me and landed on the back of the couch.
Roman slapped his hand over his face.
“There you are,” the raven said in Evdokia’s voice. “Ungrateful son.”
“Here we go…” Roman muttered.
“Eighteen hours in labor and that’s what I get. He can’t even pick up the phone to talk to his own mother.”
“Mother, don’t you see I have people here?”
“I bet if their mother called them, they would pick up.”
That would be a neat trick for both of us. Sadly dead mothers didn’t come back to life even in post-Shift Atlanta.
“Nice to see you, Roman.” I grabbed Curran by the hand, ignoring his pissed-off stare.
The bird swiveled toward me. “Katya!”
Oh no.
“Don’t you leave. I need to talk to you.”
“Got to go, bye!”
I jumped out of the house. Curran was only half a second behind me and he slapped the door closed. We started down the wooden path.
“You know I have to go,” I said. “And you know you can’t come with me.”
“I can,” he said, his eyes dark. “But it would be counter-productive.”
With me, Roland would play the benevolent father because, for some odd reason, it appealed to him. If Curran came with me, it would turn into subtle insults and intimidation as the two of them would bait each other. I had to go, because this was a slap in the face and if we didn’t respond, Roland would see it as a win. Give my father an inch, and he would bite off the whole arm. We had to respond and that response had to be uncompromising. If something went wrong, Curran would be the only person in Atlanta capable of holding the city and getting me out.
“Here is how we’re going to play this,” Curran said. “I’ll swing by the Guild and pick up my mercs. Then we’ll wait just inside the boundary. If you aren’t back within the two hours, I’ll come to get you.”
“I’ll be back,” I told him.
Gold rolled over his irises. “Yes,” he said. “You will. I promise you that.”
Zajrzałam tu przez przypadek. Wczoraj akurat skończyłam czytać 7 część. Za szybko wszystko było, bo 5,6 i 7 właśnie pochłonęłam w max 2 tygodnie. Muszę przeczytać je jeszcze raz na spokojnie. Skoro pierwszą ciekawość już zaspokoiłam ;-)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja świetna! Bardzo fajnie się ją czyta. A nie wiesz może kiedy zapowiada się polskie tłumaczenie 8 tomu? Bo czytanie ze słownikiem w ręce jest mało przyjemne. Sens ogólny sama sobie przetłumaczę, ale to szczegóły są najważniejsze ;-)
No i kiedy będzie tom 9? LD
Dziękuję :) Znam to uczucie, że chciałoby się cofnąć czas i mieć raz jeszcze możliwość zapoznania się z jakąś książką na nowo :) A tu ups, trzeba czekać rok na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale nie wiem, kiedy będzie tłumaczenie. Nie zaglądałam tam ostatnio, wystarczył mi oryginał.
Nie widziałam jeszcze daty, kiedy ma ukazać się 9.tom - biorąc pod uwagę, że 8. miał premierę na początku sierpnia, powinno to być, o ile nie będzie obsuwy, gdzieś pomiędzy lipcem a wrześniem 2016. Na razie autorzy jeszcze nie zdecydowali o tytule, ale zdradzili, że w 9. tomie:
- Kate i Curran biorą ślub podczas rosyjskich uroczystości pogańskich (Noc Kupały?)
- Roland kogoś porwie i będzie torturował, a Kate ruszy na pomoc (autorzy nie zdradzili oczywiście, kim będzie ta ofiara - jednak sugestia, że chodzi o kogoś, kto w "Magic Shifts" zachowywał się jak dupek - mam dziwne wrażenie, że chodzi o Saimana (on zawsze zachowuje się jak dupek). A może Boba Carvera?)
- ma być sporo Rosjan, więc zapewne pojawią się wiedźmy i volhvowie
Ilona wspomniała, że chce mieć na okładce Kate w święjańskim wianku :)
PS. Polecam mimo wszystko próbować ze słownikiem. Język oraz poczucie humoru niektórych autorów jest unikatowy i nawet najlepsze tłumaczenie nigdy tego nie odda. Ja nigdy nie uważałam swojej znajomości angielskiego za dobrą, w pewnym momencie jednak - nie mogąc się doczekać tłumaczenia - zaczęłam czytać oryginały. Z początku szło opornie, ze słownikiem właśnie, a potem jakoś się tak rozkręciło. Sztuka polega na tym, by nie sprawdzać zbyt wiele w słowniku - tylko, jeśli nie możesz sobie poradzić bez określonego słowa. Z czasem zaczynasz "rozumieć" po angielsku, nie potrzebujesz słownika. I zyskujesz podwójnie - lepszą znajomość angielskiego oraz przyjemność czytania w oryginale :)
Tak sobie myślę, że tym porwanym przez Rolanda mógłby być również Nick Feldmann - on również w tej części był wyjątkowo niemiły...
UsuńO rany znalazłam kolejną miłośniczję serii :) . Uwielbiam tą książkę i nie mogę się już doczekać kolejnych tomów, niestety zostaje mi tylko czekać az Ktos zrobi tłumaczenie :(
OdpowiedzUsuńGłowy nie dam, ale wydaje mi się, że nieoficjalne tłumaczenie tego tomu powinno już gdzieś być... W tym roku wydawnictwo Fabryka Słów wydało (po długiej, długiej przerwie) 5 tom przygód Kate, jest więc nadzieja, że za jakiś czas będzie można skompletować sobie polskie wydania (wg zapowiedzi Wydawnictwo ma ogłosić plany do końca wakacji) :)
UsuńA tak na marginesie - czytanie oryginału to zawsze dobry sposób na podszkolenie się z angielskiego. W końcu trudno o lepszą motywację :)