piątek, 8 listopada 2024
środa, 6 listopada 2024
niedziela, 18 lutego 2024
Wattpad :)
Minęło już dobrych kilka lat, od kiedy opublikowałam ostatnie opowiadanie, niedokończone zresztą... Staram się wrócić do pisania - mam historię, nad którą pracuję już od dłuższego czasu (na razie ma roboczy tytuł "Verterra"). Ale zanim będę gotowa się nią podzielić, chcę mieć pewność, że będzie ukończona.
Póki co, w ramach pracy nad swoją motywacją, staram się przenieść przynajmniej niektóre z moich starych opowiadań na Wattpad. Wattpad pozwala mi na lepszą kontrolę nad opowiadaniami i sam wysyła powiadomienia. Czytelnicy nie muszą się logować, choć oczywiście założenie konta ułatwia śledzenie historii.
Zapraszam :) MÓJ PROFIL NA WATTPAD
Tak na zachętę, może malutki, maleńki fragment z "Verterry" :)
***
- A jeżeli odmówię – powiedziała powoli – to co mi zrobisz?
Widziała wahanie w jego oczach, gniew tłumiony przez niepewność i zastanawiała się, czy ta ostatnia wynikała ze strachu przed okupantami czy z niechęci do zaatakowania kobiety. Mogła to rozstrzygnąć tylko w jeden sposób. Uważając, aby poruszać się względnie powoli, tak, by nie wzbudzić podejrzeń postronnych obserwatorów, uderzyła nieznajomego otwartą dłonią w pierś podcinając jednocześnie pod nim nogi. Upadł na pełną śmieci ulicę, zanim jeszcze zdążył zarejestrować, co się stało, natychmiast jednak poderwał się próbując wyprowadzić nieporadny cios. Nieporadny, gdyż Eva – o czym mężczyzna nie mógł wiedzieć – była od niego bez porównania szybsza i silniejsza.
Chwilę później ponownie znalazł się na ziemi.
- Więc to tak! – syknął podnosząc się i patrząc na nią z furią w oczach. – Wolisz wdawać się w bijatyki ze swoimi zamiast walczyć z prawdziwym wrogiem!
Nie poddaje się łatwo, to dobrze.
Eva uśmiechnęła się, nieznajomy coraz bardziej się jej podobał, właśnie kogoś takiego potrzebowała. Wymierzyła cios w szczękę mężczyzny, nie za mocny, lecz wystarczający, by po raz trzeci posłać go na ziemię. Gdzieś za jej plecami Thomas westchnął współczująco. Eva przykucnęła nad powalonym przytrzymując go kolanem, kiedy znów próbował się podnieść.
- A czy ty tylko pyskujesz, czy jesteś gotowy walczyć? – szepnęła nachylając się tuż nad jego twarzą. – Z nimi?
Jej ostatnie słowa sprawiły, że znieruchomiał.
Będzie miał paskudnego siniaka, stwierdziła czując ukłucie wyrzutów sumienia. Może jednak nie był to najlepszy sposób szukania sojuszników? Przesunęła dłonią po szczęce mężczyzny ukradkiem naprawiając przynajmniej część szkód. On nie miał z nią szans, nie wiedział też, dlaczego go zaatakowała. Krzywiąc się odsunął się od jej ręki, lecz najwyraźniej nie zorientował się, co właśnie zrobiła.
Nie chciała, aby zauważył. Na razie jeszcze nie mogli mu zaufać.
- Z Helronem? – mruknął ponuro. – Już walczyłem. I nadal oddałbym życie za Verterrę, gdyby tylko mogło to coś zmienić. Ale nic się nie zmieni, a my chcemy po prostu przeżyć.
Eva przez chwilę wpatrywała się w jego twarz w milczeniu. Nie potrafiła usłyszeć czyichś myśli, przez ostatnie lata jednak nabrała nieco wprawy w czytaniu z ludzkich twarzy. Ufała też swojej intuicji, przynajmniej jak długo ta nie podpowiadała jej czegoś zbyt ryzykownego.
Zdaniem Thomasa nader swobodnie podchodziła do tej oceny ryzyka, lecz teraz już kończył się jej czas. Pozostało jej jeszcze może dwadzieścia sekund na przekonanie chłopaka.
- Oni nie pozwolą nam przetrwać, doskonale o tym wiesz. Będą naciskać, brać więcej i więcej, dopóki wszyscy nie zginiemy. Musimy porozmawiać, bez świadków. Spotkajmy się przy opuszczonej leśniczówce – szepnęła nachylając się jeszcze niżej – trzy kilometry na wschód od Derhote. Za dwa dni o północy.
Przez ten czas Thomas będzie go śledził, upewni się, czy mężczyzna nie kolaboruje z Helronem. Intuicja intuicją, ale nie zamierzała zaryzykować wszystkiego. Poza tym jutro Eva miała umówione ważne spotkanie w Lonmarch i nie mogła sobie pozwolić, aby je przegapić. Szczególnie teraz, kiedy budowany mozolnie system zaczynał działać.
- Dlaczego niby miałbym…
- To nieładnie wszczynać bójki – odezwał się za jej plecami chłodny głos w języku, którego przez ostatnie lata wszyscy musieli się nauczyć. – Szczególnie tego rodzaju. Może powinna się pani zmierzyć raczej z kimś, kto potrafi walczyć?
Widząc nagły strach w oczach leżącego na ziemi nieznajomego Eva westchnęła. Słyszała wcześniej kroki, zorientowała się też, kto do nich podchodził. Choć była świadoma, że jej mały pokaz przyciągnął uwagę cesarskiego dowódcy, potrzebowała przeprowadzić swój test do końca. Teraz powoli wstała i odwróciła się w stronę zbliżającego się do nich mężczyzny w znienawidzonym granatowym mundurze. Wciągnęła głęboko powietrze skupiając się na zachowaniu obojętnego wyrazu twarzy, nawet kiedy jej serce szarpnęło się w piersi. Krótko przycięte ciemne włosy, wyraziste rysy na opalonej twarzy, pewny siebie krok. Wiedziała, kim był, tak jak rozpoznawała większość ważniejszych helrońskich wojskowych i urzędników.
Cóż, akurat tego rozpoznawała nieco lepiej niż innych.
Szare oczy mężczyzny wpatrywały się w nią uważnie, nie potrafiła niczego z nich odczytać. Pułkownik Haugen doskonale nad sobą panował.
- A jest tu ktoś taki? – spytała niewinnym głosem demonstracyjnie rozglądając się dookoła.
Wysoki mężczyzna tylko się jej przyglądał, wbijał w nią wzrok, jakby chciał dostać się do jej głowy. Akurat on tego nie potrafił, Eva była niemal pewna. Gdyby potrafił, już przy ich pierwszym spotkaniu by ją zastrzelił albo przynajmniej aresztował. Uśmiechnęła się więc tylko nieznacznie, choć wzdłuż jej pleców przebiegł dreszcz. To mogło się dla niej kiedyś źle skończyć.
Przesadne ryzyko, tak?
- Mogę w czymś pomóc, panie kapitanie? – wymruczała utrzymując kontakt wzrokowy.
I tym razem nie zareagował na zaczepkę, kiedy specjalnie zwróciła się do niego niewłaściwą rangą. Jeżeli ktoś by ją zapytał, nie potrafiłaby odpowiedzieć, dlaczego akurat jego tak prowokowała. Igrała z niebezpieczeństwem, o czym wciąż przypominał jej Thomas. Pułkownik Alexander Haugen był najeźdźcą, żołnierzem wrogiego imperium. Jednym z tych, którzy wymordowali tak wielu ludzi, że nawet po siedmiu latach jej rodacy nie potrafili się otrząsnąć z szoku i bólu. Jednym z tych, którzy okupowali i eksploatowali jej piękną ojczyznę, próbowali zniszczyć to, co stanowiło jej ducha. Jednym z tych, przez których straciła najbliższych.
Tak, ta myśl zdecydowanie pomogła jej odzyskać właściwe nastawienie.
Nie miało znaczenia, że pułkownik Haugen nie brał udziału w najeździe i przybył do Verterry dopiero pół roku temu. Nosił helroński mundur ze złotym cesarskim emblematem przypiętym nad lewą piersią, a to oznaczało wroga.
Zacisnęła szczękę i uniosła wyżej brodę. Tętno niemal dudniło w jej uszach. To byłoby tak proste, mogłaby go zabić jego własną bronią, zanim zdążyłby krzyknąć. Nikt nie zdołałby mu pomóc, Thomas osłoniłby ją i oboje zdążyliby uciec.
Tylko że cena za tą chwilową satysfakcję z pewnością okazałaby wyższa niż Eva gotowa była zapłacić, a imperium Helronu miało do swojej dyspozycji wystarczająco wielu innych dowódców.
Poza tym Eva nie lubiła zabijać, nawet wrogów.
- Ostrożnie, kiedyś szczęście może panią opuścić – odezwał się w końcu cicho pułkownik.
Co dziwne, w uszach Evy nie zabrzmiało to jak groźba. Przechyliła lekko głowę.
- Każdego w końcu opuszcza szczęście.
Helrończyk spojrzał na nieporadnie podnoszącego się z ziemi mężczyznę, rozejrzał się dookoła, po czym znów skupił spojrzenie na Evie. W głębi tych szarych oczu coś zamigotało, kąciki ust ledwo zauważalnie się uniosły.