niedziela, 27 listopada 2016

"Łowcy kości" Steven Erikson


Im bliżej końca, tym trudniej mi się oderwać - jak dotychczas każdy kolejny tom "Malazańskiej Księgi Poległych" wciąga bardziej. Tom szósty zaliczyłabym do wyjątkowo udanych, powiedziałabym, że jest jak dotychczas najlepszy w całej serii :)

Bunt w Siedmiu Miastach zmiażdżono. Sha’ik nie żyje. Pozostał tylko jeden oddział, otoczony w mieście Y’Ghatan. Dowodzi nim fanatyk, Leoman od Cepów.

Perspektywa oblegania tej starożytnej fortecy niepokoi żołnierzy Czternastej Armii, albowiem tu właśnie zginął największy bohater Imperium, Dassem Ultor, i tu przelano morze malazańskiej krwi. Owo złowrogie miasto cuchnie śmiercią.

Tymczasem jednak wykonano już pierwsze ruchy w konflikcie na znacznie większą skalę. Okaleczonemu Bogu przyznano miejsce w panteonie. Nastąpił w nim rozłam i każdy bóg musi się opowiedzieć po jednej ze stron. Bez względu na to, którą wybiorą, zasady się nieodwołalnie zmieniły i pierwsza krew zostanie przelana w świecie śmiertelników. Świat ten zawiera rzesze postaci, znajomych i nowych, takich jak Heboric Widmoworęki; opętana ongiś przez boga Apsalar; Nożownik, dawniej złodziej, a obecnie zabójca; potężny wojownik Karsa Orlong oraz dwaj wędrowcy, Icarium i Mappo, którzy pragną jedynie sami kształtować swój los. Gdyby tylko bogowie zechcieli zostawić ich w spokoju. Jednakże noże wysunięto już z pochew i bogowie nie zamierzają okazywać łaski.

Nadchodzi wojna, wojna na niebie. Jej stawką będzie przetrwanie…

Trudno w paru zdaniach opowiedzieć, o tak rozbudowanej, złożonej opowieści. Już od pierwszego tomu wrażenie robił rozmach, z jakim Steven Erikson zaplanował uniwersum, w którym rozgrywa się akcja: rozległy świat z kilkoma kontynentami oraz z długimi tysiącleciami historii, wielość ras oraz wprowadzonych do akcji postaci, mnogość pozornie niezwiązanych ze sobą wątków. Te wątki stopniowo zaczynają się zagęszczać, wskazywać na jeden kierunek.

To, co sprawia, że od książki trudno się oderwać, to niezwykła atmosfera - żarty i docinki wśród żołnierzy, piękna przyjaźń Mappo i Icariuma, unosząca się dookoła tajemnica, niespodzianki czekające w każdym kolejnym rozdziale. Autor popycha swoich bohaterów ku coraz to nowym kłopotom i nigdy nie wiadomo, czy tym razem uda się im uratować - w końcu raz po raz kogoś uśmierca (i to czasem całkiem nieodwołalnie).

Cały cykl "Malazańskiej Księgi Poległych" zbudowany jest wokół tematu wojny, w najróżniejszych jej obliczach. Wojny jako narzędzia ekspansji, wojny jako metody budowy imperium, wojny jako sposobu na życie, wojny jako metody tłumienia buntu, wojny jako powtarzającego się od wieków cyklu, wojny jako przyczyny indywidualnych tragedii, etc. Autor przedstawił obejmującą długie tysiąclecia krwawych konfliktów, powtarzanych wciąż od nowa, bez końca.

W tym tomie motywem przewodnim wydaje się fanatyzm - zarówno jego powstawanie (miasto zdegenerowanych zwolenników Okaleczonego), jak i jego wygasanie (utrata zapału oraz wiary w przypadku Corabba oraz grupy Mathoka). Czego potrzeba, by poruszyć ludzi, by ich zmotywować - również w kontekście integracji grupy oraz wzmocnienia przywództwa - Tavore oraz jej Łowcy Kości. Najbardziej chyba poruszającym wątkiem było wykorzystanie (nakręcenie, podsycenie poprzez perfidną manipulację) fanatyzmu przez Laseen - wydarzenia w Malazie, przedstawione w końcówce książki, gdy cesarzowa obudziła i skierowała niechęć społeczeństwa przeciwko jednej grupie, aby wzmocnić swoją władzę.

Wartka, trzymająca w napięciu akcja, sporo humoru (przede wszystkim dzięki malazańskim żołnierzom, którzy potrafią żartować nawet w ognistym piekle) oraz parę tematów skłaniających do refleksji. Polecam :)


Moje opinie o wcześniejszych tomach:
1. Ogrody księżyca - tutaj
2. Bramy domu umarłych - tutaj
3. Wspomnienie lodu - tutaj
4. Dom Łańcuchów - tutaj
5. Przypływy nocy - tutaj



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...