Chociaż książka została mi gorąco polecona, miałam spore trudności, by się za nią zabrać. Staram się nie kierować uprzedzeniami, ale kiedy widzę w treści powtarzające się słowa "fae" i "dwory", moje myśli kierują się raczej do bajek Disneya, a smak na nową lekturę przygasa. Napotykałam się już na wróżki wielokrotnie i mało który autor potrafił zrobić z nimi coś interesującego. Dodatkowo próbowałam innej powieści Sarah J. Maas, "Szklany tron", i nie dałam rady jej dokończyć.
Cóż, nadal nie przepadam za książkami o fae, ale "Dwór cierni i róż" trafia na króciutką listę zawierającą sympatyczne wyjątki. Książka wyjątkowo przypadła mi do gustu :)
Autorka bestsellerowej serii "Szklany tron" powraca z
porywającą opowieścią o miłości, która jest w stanie pokonać nienawiść i
uprzedzenia!
Idealna lektura dla fanów George. R.R. Martina! Co może powstać z
połączenia baśni o Pięknej i Bestii oraz legend o czarodziejskich
istotach?
Dziewiętnastoletnia Feyra jest łowczynią. Podczas srogiej zimy
zapuszcza się w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od
Prythianu, krainy zamieszkanej przez rasę obdarzonych magią śmiertelnie
niebezpiecznych stworzeń, która przed wiekami panowała nad światem.
Podczas polowania Feyra zabija ogromnego wilka. Wkrótce w drzwiach jej
chaty staje pochodzący z wysokiego rodu Tamlin w postaci złowrogiej
bestii, żądając zadośćuczynienia za ten czyn.
Feyra musi wybrać - albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythianu i spędzi tam resztę swoich dni. Pozornie dzieli ich wszystko - wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyra będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
Feyra musi wybrać - albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythianu i spędzi tam resztę swoich dni. Pozornie dzieli ich wszystko - wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyra będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
Zastanawiałam się, z czego wynika moja niechęć do książek opowiadających o fae (wróżkach/elfach), i myślę, iż to ma związek z powtarzalnością schematu. W gatunku paranormal romance czy urban fantasy pojawiają się najróżniejsze wersje zmiennokształtnych czy wampirów, o różnej genezie czy talentach. W przypadku fae jednak prawie zawsze jest to samo: dwory, zwykle związane z porami roku, wysokie rody i pomniejsze stworzenia, zamiłowanie do zagadek i umów. Często mam wrażenie, jakby bohaterowie książek różnych autorów wchodząc do krainy fae wpadali do tego samego, wspólnego dla wszystkich świata, stworzonego z wymieszanych fragmentów mitologii celtyckiej.
Nie inaczej jest w przypadku "Dworu cierni i róż", od początkowych, pełnych uprzedzeń opisów fae po finałowe starcie z okrutną królową. Zgodnie z zapowiedzią z okładki wyraźnie zarysowany jest też motyw Pięknej i Bestii. Uboga dziewczyna, córka (byłego) kupca, książę-bestia i ciążąca na nim klątwa... Zastanawiam się, czy ta historia od samego początku była pomyślana jako trylogia, czy też autorka z początku planowała wariację na temat znanej baśni, lecz w trakcie pisania wpadła na pomysł pchnięcia fabuły w innym kierunku.
Świat jest rozdzielony magicznym murem - po jednej jego stronie żyją fae, potężni i władający magią, po drugiej ludzie, którzy wciąż powtarzają sobie opowieści o okrutnych czasach sprzed powstania muru, gdy ludzie byli niewolnikami bezdusznych, podstępnych fae. Główna bohaterka, Feyra, najmłodsza z córek zbanktrutowanego kupca, w pojedynkę dba o utrzymanie rodziny: poluje, handluje skórami, chwyta się każdego sposobu, by siostry i ojciec mogli przeżyć. Choć rodzina balansuje na granicy śmierci głodowej, ani złamany losem ojciec, ani starsze siostry Feyry, wciąż zachowujące się jak wyniosłe damy, nie robią praktycznie nic, by pomóc. Pewnego dnia szczęście opuszcza Feyrę - wilk, którego zabiła (nie do końca w samoobronie), okazał się kimś więcej, i dziewczyna musi ponieść konsekwencje swojego czynu. Tym sposobem Feyra trafia do magicznej krainy, do wspaniałej rezydencji, a jej nowe życie dość szybko okazuje się zupełnie inne od tego, czego się obawiała. Mimo to nauczona dbać o siebie dziewczyna nie rezygnuje, lecz szuka drogi ucieczki.
Bajka, bajka, bajka...
Lektura początkowych rozdziałów szła mi opornie, a bohaterowie jedynie mnie drażnili. Feyra wydawała się zupełnie niewiarygodną postacią: jak na kogoś, kto wcześnie musiał dorosnąć i przejąć odpowiedzialność za rodzinę, wobec sióstr zachowywała się bezradnie. Być może autorka chciała podkreślić, w jak trudnej sytuacji znalazła się dziewczyna, efekt jednak okazał się dość groteskowy: Feyra ryzykuje życie, ostatkiem sił przywleka do domu upolowanego jelenia, a siostry palcem nie kiwną, by jej pomóc, tylko krytykują jej wygląd. Ughh.. Ani wyjaśnienie dotyczące przysięgi złożonej umierającej matce ani późniejsze rozmowy Feyry z najstarszą siostrą, nie były dla mnie przekonujące. Ten wątek, rodziny Feyry, uważam za najsłabszy element powieści.
Obiecałam jednak sobie czytać dalej i wkrótce stwierdziłam, że jednak było warto. Wprawdzie sceny w rezydencji Tamlina nadal utrzymane były w konwencji bajkowej, to nuta tajemniczości - dziwne zachowanie fae, elementy, które nie pasowały do wyjaśnień - to wszystko zachęcało, by rozwiązać tą zagadkę. Na szczęście akcja toczyła się w całkiem przyjemnym tempie i szybko wciągałam się w lekturę.
Ten pomysł na zagadkę oraz takie jej przedstawienie, by zbyt wiele nie stało się oczywiste zbyt szybko, uważam za chyba największe zalety książki. Podobało mi się również to, że Feyra nie została przedstawiona jako kolejna dzielna dziewica, którą uwodzi samiec alfa. To, że dziewczyna potrafiła wyjść poza konwenanse i poszukać choć trochę przyjemności w swoim nieciekawym życiu, dodaje głębi jej charakterowi. Tamlin natomiast wydawał mi się zbyt ponury, zbyt zamknięty w sobie, by być typowym księciem z bajki. Zbyt drętwy jak na bohatera romansu (być może był to zabieg celowy autorki, jeśli uwzględnić rozwój wydarzeń w kolejnych tomach).
Choć książka okazała się wciągająca i zaskakująca, pewne elementy - drobne naciągnięcia, niekonsekwencje - mnie irytowały. Feyra, nad wiek dojrzała i samodzielna, nie chciała uwierzyć w żadne zapewnienia Tamlina dotyczące jej rodziny, natomiast bez wahania uwierzyła w to, iż suriel zna wszystkie odpowiedzi. Podczas pobytu w rezydencji Tamlina niemal do końca jej uczucia do gospodarza były... raczej ostrożne, nieśmiałe, lecz jak tylko znalazła się z daleka od niego, nagle poczuła się tak bardzo zakochana, iż gotowa była oddać za ukochanego życie. I jeszcze ta jej uparta wrogość wobec Rhysa, jej zaślepienie na fakt, że jedynie on jej naprawdę pomagał. Miałam wrażenie, jakby te naciągnięcia były ze strony autorki świadome i miały za zadanie podkreślić dramatyczną atmosferę. Cóż, osobiście wolę gdy autorzy wierzą w inteligencję czytelnika i stosują subtelne aluzje zamiast ciężkiego młota.
Mimo to... Mimo tych wszystkich zastrzeżeń książka naprawdę mi się podobała :) Motywy zaczerpnięte z baśni zostały sprawnie splecione w historię, która zadowoli fana romansu fantasy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz