Nie wyobrażam sobie mieszkania bez kwiatów, bez chociażby odrobiny zieleni. Mimo to... nie mogę powiedzieć, bym dobrze o te moje rośliny dbała. Stosuję raczej zasadę, iż trzymam w domu te kwiatki, które mnie (tj. mój rodzaj opieki) akceptują.
Zasadniczym problemem jest podlewanie. Przypominam sobie o nim... średnio raz na dwa, trzy tygodnie. Z biegiem lat dokonała się selekcja i wszystkie parapety mam zapełnione roślinami, którym to odpowiada. Ale nie o podlewaniu chciałam pisać...
Storczyki to wyjątkowe kwiaty - widowiskowe, przyciągające uwagę. Próbowałam kilkakrotnie (nie dając się przekonać, iż wymagają specjalnych warunków i specjalnego traktowania): w przepisowych odstępach czasu namaczałam bryłę korzeniową, chroniłam przed przeciągami, kupiłam nawet (jak na mnie to jest nawet!) odpowiedni nawóz. I wszystkie prędzej czy później padały. W końcu dałam sobie spokój.
Kwiatka na zdjęciu dostałam w prezencie, dwa lata temu. Stoi na oknie od zachodniej strony, gdzie słońce często mocno przygrzewa. Nie osłaniam go. Nie chowam go też, kiedy zimą wietrzę pokój. Nie stosuję dedykowanych nawozów, tylko taki zwykły, uniwersalny, o ile w ogóle sobie o nim przypomnę. Podlewam... Nieregularnie, czasem ot tak chlapnę wody do doniczki. Nie bawię się już w namaczanie.
A storczyk kwitnie nieprzerwanie, jak głupi wypuszcza coraz to nowe gałązki. Raz więcej, raz mniej, nieustannie od dwóch lat. Sprawdzałam, nie jest plastikowy.
Po prostu uparta sztuka :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz