czwartek, 25 maja 2017

"Czerwona królowa" Aveyard Victoria


Dałam się skusić reklamie i ładnej okładce, winić mogę więc tylko siebie samą. Nikt mnie nie zmuszał do czytania i równie dobrze mogłam książkę odłożyć po pierwszym rozdziale. Zdecydowałam się jednak zmęczyć ją do końca, aby się upewnić, czy moje pierwsze wrażenie było właściwe, czy też coś się w kolejnych rozdziałach nie poprawi. Teraz już wiem, że pierwsze wrażenie było trafne: to zdecydowanie książka nie dla mnie.


– Mare Molly Barrow, urodzona siedemnastego listopada 302 roku Nowej Ery, córka Daniela i Ruth Barrowów – recytuje z pamięci Tyberiasz, streszczając moje życie. – Nie masz zawodu i w dniu następnych urodzin masz wstąpić do wojska. Chodzisz do szkoły nieregularnie, osiągasz słabe wyniki i masz na swoim koncie wykroczenia, za które w większości miast trafiłabyś do więzienia. Kradzieże, przemyt, stawianie oporu podczas aresztowania to zaledwie początek listy. Ogólnie rzecz biorąc, jesteś biedna, nieokrzesana, niemoralna, mało inteligentna, zgorzkniała, uparta i przynosisz hańbę swojej wiosce i królestwu. […]

– A mimo to jest w tobie coś więcej. – Król wstaje, ja zaś przyglądam się z bliska jego koronie. Jej końce są nieprzeciętnie ostre. Jak sztylety. –  Coś, czego nie mogę pojąć. Jesteś jednocześnie Czerwoną i Srebrną. Ta osobliwość pociąga za sobą potworne konsekwencje, których nie jesteś w stanie zrozumieć. Co zatem mam z tobą począć?"

Opinię pisałam z pełną świadomością tego, iż "Czerwona królowa" kierowana jest do czytelnika młodszego lub mniej wymagającego lub szukającego przerysowanych emocjonalnych rozterek średnio sympatycznej nastolatki (ok, trochę przesadziłam - moim zdaniem Mare w ogóle nie była sympatyczna). Mnie lektura tej książki zmęczyła, będę się więc czepiać.

Czytacie dalej na własne ryzyko ;) 


To nie tak, iż zupełnie niczego nie wiedziałam o tej książce, zanim wzięłam ją do ręki. Przejrzałam sobie kilka opinii, tyle że postanowiłam mimo wszystko dać "Czerwonej królowej" szansę. 

Pierwszym, co mnie zniechęciło, to narastające już od pierwszych stron uczucie déjà vu: świat w niedalekiej przyszłości (choć nie do końca taki jak nasz), niesprawiedliwy system społeczny, społeczeństwo podzielone na uprzywilejowanych oraz pracującą biedotę, i oczywiście nastolatki, które stają się osią wydarzeń. Sprawdziłam, to ma nawet swoją nazwę - dystopia. Nawet, jeśli dekoracje i nazwy brzmiały oryginalnie (mamy tu uzdolnionych magicznie, potężnych Srebrnych oraz całkiem zwyczajnych, żyjących w trudnych warunkach Czerwonych), to atmosfera za bardzo przypominała parę innych książek, które czytałam, tudzież filmów, które oglądałam. Nie chcę analizować, dlaczego autorzy wykorzystują jakiś schemat (aktualnie popularny, już sprawdzony) i jaki wpływ na to ma rynek wydawniczy, nie oceniam czytelników, którzy wybierają podobne książki. Ja nie lubię odgrzewanych kotletów, szczególnie, jeśli nie są najzręczniej napisane, a do tego irytują zbyt czarno-biali bohaterowie.

Trudno bowiem czyta się książkę, w której nie lubi się głównej bohaterki, a ja nijak nie potrafiłam polubić Mare. Dziewczyna ma prawie osiemnaście lat - spokojnie mogłabym być jej matką, to jednak wcale nie sprawiło, że znalazłam w sobie dla niej wyrozumiałość. Mare jest nie tyle zwyczajną dziewczyną (pomijając kwestię jej nadzwyczajnej mocy), co wyjątkowo nijaką. Ani uzdolnioną, ani sympatyczną. Czy w sytuacji, gdy rodzina klepie biedę, kradzieże są moralnie uzasadnione? Mare kradnie i to jedyne, co próbuje zrobić w swoim życiu, poza użalaniem się nad swoją dolą. Wciąż zarzeka się, że nie, wcale nie zazdrości swojej ślicznej, utalentowanej siostrze, sprawia za to wrażenie wiecznie ponurej i zgorzkniałej. Być może autorka starała się podkreślić, w jak beznadziejnej sytuacji znajdowała się Mare, lecz mnie jedynie do niej zniechęciła. 

Kiedy dziewczyna niespodziewanie zostaje przeniesiona do świata tych bogatych i uprzywilejowanych, nadal nie potrafi dostrzec nic pozytywnego, a jej narzekania zmieniają jedynie ton. Mniejsza o to, że zgodnie z umową bracia Mare zostali zwolnieni ze służby wojskowej, a rodzina otrzymała wynagrodzenie, liczyło się to, że znów będzie musiała jeść kolację w towarzystwie znienawidzonych Srebrnych. Zamiast skupić się na możliwościach, jakie daje jej nowa sytuacja, zastanowić się, czy z biegiem czasu nie mogłaby pomóc swoim ludziom, Mare woli użalać się nad swoim losem, przeklinać chłopaka, który zlitował się nad nią dając jej pracę i rozmyślać o tym, jak to wolałaby powrócić do swojego poprzedniego życia. Do buntowników przyłącza się dopiero, gdy postanawia pomścić śmierć brata.

Te wewnętrzne rozterki Mare może miałyby jakiś sens, gdyby dało się w nich odszukać jakąś konsekwencję. Tymczasem dziewczyna moim zdaniem zachowywała się wyjątkowo niedojrzale i miałam wrażenie, że nie był to celowy zabieg autorki, budowanie tła, by pokazać przemianę bohaterki, lecz dziwaczne podkreślanie, jaki to ciężki los spotkał Mare. Biedna Mare nie może zdecydować się, czy nienawidzi Cala za to, iż jest tak dobrym żołnierzem (zatem na pewno lubi zabijać Czerwonych) czy też jednak źle się czuje, kiedy ten patrzy na swoją narzeczoną. Kiedy odkryła w sobie moc pozwalającą jej nie czuć się tak bezbronną, nagle poczuła się straszliwie samotna i przytłoczona. Kiedy wybiegła porozpaczać na deszczu - martwiła się tym, że narzeczony ogląda ją z rozmytym makijażem... Być może nie pamiętam już dokładnie, jak to jest być nastolatką, ale wydaje mi się, że Mare zachowywała się zbyt dziecinnie jak na osiemnastolatkę.

Wątek romantyczny - o ile można go takim nazwać - został poprowadzony... dość nieudolnie. Bohaterom zabrakło głębi charakteru i relacje pomiędzy nimi wypadły drętwo. Niby wymieniono kilka pocałunków, niby Mare poczuła potrzebę chronienia chłopaka, ale nie było w tym żadnych porywających emocji. Wydaje mi się, że autorka za bardzo skupiła się na samoużalaniu się Mare, by zostało miejsce na wiarygodnie przedstawiony wątek miłosny. O tym, by pomiędzy bohaterami coś zaiskrzyło, by pojawiła się chemia - nie ma nawet mowy! Chyba, że taki właśnie był zamysł autorki. Ale jeśli tak, to po co ten trójkącik? Właściwie nawet kwadrat, bo zainteresowanych chłopaków było aż trzech :/

Co jeszcze... Jestem skłonna przymknąć oczy na drobne uchybienia przeciwko logice oraz prawdopodobieństwu, naciągnięcia pozwalające pchnąć akcję do przodu, w "Czerwonej królowej" było jednak tego naciągania trochę zbyt wiele. Po co następca tronu - tak doskonały żołnierz (co raz za razem jest podkreślane) trenuje z innymi dzieciakami? Czyż nie powinien ćwiczyć ze swoim oddziałem? Dlaczego buntownicy - rzekomo wyjątkowo sprytni i przewidujący - tak łatwo wyjawiają swoje tajemnice, w tym lokalizacje bazy? A skoro są tak doskonale przygotowani do walki, to dlaczego nie potrafią nawet wytypować celów do zamachu? I tak dalej... Im bliżej finału - gdy napięcie powinno rosnąć - rosła jedynie moja irytacja.

Dodatkowo męczyła mnie narracja w czasie teraźniejszym.

Gdybym miała poszukać jakiś plusów... Może jedynie pałacowa intryga, w którą została wciągnięta Mare. Zarysowany w książce świat, mógłby być ciekawy, gdyby autorka opowiedziała o nim coś więcej. Czy podział na Srebrnych i Czerwonych trwał od zawsze? Sceny lekcji z Julianem sugerowały, iż ten temat mógłby mieć znaczenie, lecz wątek nie został rozwinięty. Kto zbudował miasto, w którym bazę ma Szkarłatna Gwardia? Jak dokładnie wygląda układ społeczny - z czego żyją Srebrni: czy są posiadaczami, na których harują czerwoni? Czy buntownicy mają jakiś plan (przede wszystkim ekonomiczny), czy też marzy się im jedynie przewrót, a potem niech się dzieje co chce. Zabrakło mi trochę podstawowych informacji czy chociażby sugestii, dzięki którym świat "Czerwonej Królowej" stałby się bardziej intrygujący. To, co zostało opisane, było zbyt powierzchowne, bym mogła naprawdę wczuć się w sytuację. Z bohaterów jedynie Julian ratował sytuację - ze swoimi dwuznacznymi uwagami i niejednoznacznym stanowiskiem. Pozostali byli... "zbyt". Albo zbyt doskonali, albo zbyt paskudni. Zdecydowanie zbyt płytko przedstawieni.

Podsumowując, jestem przyzwyczajona do bohaterów dojrzalej zachowujących się bohaterów (tudzież takich o głębszym, pełniejszym charakterze), do lepiej przemyślanego i staranniej przedstawionego świata, mniej naciąganej fabuły. "Czerwona królowa" mnie znudziła i rozczarowała, nie zamierzam zaglądać do kolejnych tomów, nawet tylko po to, by sprawdzić, jak ta historia się kończy.




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...